papierowe worki (be-pôles, That Way i blacksis!) - porównanie

10/27/2015

papierowe worki (be-pôles, That Way i blacksis!) - porównanie

Swego czasu pisałam o papierowych torbach marki be-pôles - sławetnych Le sac en papier (TUTAJ). Później pokazywałam fragmenty pokoju Małego Johna, gdzie papierowe worki odgrywały (i ogrywają nadal) rolę niebagatelną. Obiecałam wówczas przygotować zestawienie worków, które posiadam w domu - takie porównanie trzech firm, których papierowe produkty cieszą się w naszym kraju bodaj największym zainteresowaniem. Rzeczony post oddaję do Waszej dyspozycji dzisiaj; mam nadzieję, że nie za późno, choć - kiedy przyglądam się niesłabnącej popularności we wnętrzach tych szeleszczących przedmiotów - przestaję wątpić w swoje rzekome spóźnienie.




Informacje praktyczne, konieczne na wstępie (gwoli wyjaśnienia): Wszystkie worki wymienionych poniżej marek użytkuję (użytkujemy) dobrych kilka(naście) miesięcy, zostały więc zakupione jakiś czas temu. Wszelkie moje uwagi - czy to dotyczące zalet, czy wad - są subiektywne i zostały poczynione wskutek użytkowania toreb kupionych w pewnej (niekoniecznie bardzo odległej, ale jednak) przeszłości. Trudno mi z tej pozycji wypowiadać się o jakości produktów dostępnych teraz, marki mogły w międzyczasie wprowadzić pewne udogodnienia lub ulepszenia albo zmiany, o których zwyczajnie nie mam pojęcia. Proponuję więc samemu sprawdzić i ocenić jakość, a moje wywody traktować poglądowo, jako pewnego rodzaju wskazówkę. Co do suchych danych zamieszczonych w tabeli, czyli cen, rozmiarów i wzorów: ich zestawienie tworzyłam na potrzeby tego wpisu, są więc aktualne.

Co do wad/zalet: w tabelce nie znajdziecie tych, które dotyczą worków papierowych w ogóle. Wada główna (i zaleta jednocześnie)? Materiał. Papier to papier. Jest w pewnej mierze plastyczny, pozwala się dostosować do pewnego kształtu, jest ekologiczny, a w sytuacji, w której nie byłby akurat potrzebny, można go złożyć na płasko i schować (z czym byłoby trudniej w przypadku materiałowych worków czy - tu można już zaliczyć poziom hardcore - koszy). Jednocześnie papier nie lubi ani ognia, ani wody. Te dwa żywioły działają na niego destrukcyjnie i trzeba się z tym pogodzić. Moja biało-brązowa Le sac en papier została zniszczona właśnie w ten sposób: lodówka wylała, podtapiając worek.

Ocenie zostały poddane trzy worki: brązowy od be-pôles, Deszcz od That Way i Cyfry od blacksis!.




Zaczęło się od biało-brązowej Le sac en papier be-pôles. Wtedy jeszcze nie do końca byłam przekonana co do obecności we wnętrzach papierowych worków, ale postanowiłam lekko poddać się modzie i na własnej skórze (czy może: we własnych czterech ścianach) sprawdzić, o co tyle szumu. Torba zaskoczyła mnie wytrzymałością: papier naprawdę był gruby, ale na tyle poddający się moim manipulacjom, że mogłam go odpowiednio wygiąć. Jednocześnie był sztywny i nie przechylał się, zachowywał kształt. Wykorzystywałam go w kuchni, ale szybko zechciałam wypróbować w pokoju Małego Johna - rosnąca liczba zabawek wołała wręcz o stworzenie im odpowiedniego (i dużego, i zajmującego stosunkowo mało miejsca, i mobilnego) lokum. Ponieważ nie przekonywał mnie wzór torby be-pôles, a na polskim rynku pojawiły się rodzime propozycje, nie czekałam długo. Zamówiłam Deszcz od That Way - worek większy, by pomieścił większą liczbę zabawek. Torba sprawdziła się doskonale, dodatkowo idealnie wkomponowała w wystrój pokoju Młodziana (i co jest świetne, można do kompletu - czyli do ThatWay'owego motywu deszczu - dokupić piżamkę czy pościel). Jedyne, co mi przeszkadza, to fakt, że gdy nierównomiernie rozłoży się zabawki, worek się przechyla, nie utrzymuje właściwej pozycji. Ma to jednak zapewne związek z jego wysokością i proporcjami. Chciałam duży, to mam. Podobne (niemal identyczne) doświadczenia mam z Cyframi od blacksis!. W tym worku trzymam wysuszone pranie oczekujące na prasowanie (po raz kolejny konieczna była inwestycja w duży worek, ekhm!). Jak w przypadku torby omawianej przed momentem, tak i tutaj nieodpowiednie ułożenie wypełnienia sprawia, że worek się przechyla, jest niestabilny. Propozycje That Way i blacksis! są też cieńsze od worków be-pôles - nie utrudnia to specjalnie użytkowania, ale co do tych toreb mam większe obawy. Brązową be-pôles (przybyła do mnie w trakcie użytkowania pozostałych, służy do przechowywania klocków Duplo) o wiele swobodniej miętoszę, przemieszczam, wywijam i wypycham - pod palcami czuje się wręcz wytrzymałość papieru.


Poniżej kilka ujęć z bliska, czyli śledzimy niuanse, poddajemy się urokowi gniecionego papieru (taniec światła i cienia):







 




Po "krótkim" opisie i porcji zdjęć, zapraszam na crème de la crème dzisiejszego porównania, czyli... tabelkę. Mam nadzieję, że okaże się pomocna!




be-pôles

That Way

blacksis!

cena
38 PLN (biało-brązowa)
45 PLN (brązowa)
12-40 PLN
13-55 PLN
60-80 PLN (worki ombre)
rozmiar(y)
60x32x17 cm (biało-brązowa), pojemność: 33 l

69x50x22 cm (brązowa), pojemność: 66 l

29 cm (XXS)
43 cm (XS)
53 cm (małe)
70 cm (średnie)
90 cm (duże)
mini:
30x14x8 cm
37x16x8 cm
39x55x15 cm
normalne:
60x40x13 cm
70x50x13 cm
80x55x15 cm
wzory i kolory
kolor papieru: brązowy lub biało-brązowy

kolor wzoru: biały (na brązowym papierze) lub czarny (na białym papierze)

wzory: napisy „informacyjne” charakterystyczne dla akurat tego produktu (po jednej stronie po angielsku, po drugiej po francusku)
kolor papieru: brązowy (rzadko) lub biało-brązowy

kolor wzoru: czarny, niebieski (wzory: Splash, Krople), niebiesko-czarny (wzór Morska Bryza), turkusowy (zmieszany niebieski i zielony; wzór Ławica)

wzory: autorskie, dostępne z aktualnej oferty (zobacz TUTAJ)
kolor papieru: brązowy (rzadko) lub biało-brązowy

kolor wzoru: w większości przypadków do wyboru (wyjątkami ombre, grafiki/zdjęcia i worki różnokolorowe)

wzory: różnorodne (ombre, napisy, pojedyncze grafiki i te z powtarzającym się motywem, kalendarz, grafiki/zdjęcia); możliwość zamówienia własnego wzoru
cechy charakterystyczne, znaki szczególne
swego czasu wnętrzarskie „must have” i/lub mistrz drugiego planu na zdjęciach autorstwa przede wszystkim blogerek wnętrzarskich

wykonana z organicznego papieru recyklingowego
wzory nakładane ręcznie jednostronnie metodą malowania i/lub sitodruku (w zależności od wzoru)
kolor(y) – chyba jako jedyni w zestawieniu oferują wzory w kolorach, które dodatkowo można wybrać z zaproponowanej palety barw

możliwość zaprojektowania/ przesłania własnego wzoru
zalety
wytrzymałość (papier grubszy niż pozostałych firm w zestawieniu), najlepiej też zachowuje kształt
nietuzinkowe wzory, jedyne w swoim rodzaju, swoiste małe dzieła sztuki do codziennego użytku
możliwość dopasowania, personalizacji czy wzoru, czy koloru
wady
wyłącznie jeden wzór – tekst „informacyjny”

niewielki wybór rozmiarów
w przypadku wywijania papieru/worka, wzory znajdujące się za blisko siebie, ocierające się o siebie, mogą się ścierać (patrz zdjęcie pod tabelką) (punkt nieaktualny, firma od kilku miesięcy stosuje farby niebrudzące :))

wyższe worki mogą być niestabilne (konieczne jest ich umiejętne wypełnienie, ustawienie)
wyższe worki mogą być niestabilne (konieczne jest ich umiejętne wypełnienie, ustawienie)


That Way - wzory są malowane ręcznie, tutaj farbami; wywinięcie worka sprawiło, że farba ocierała się o siebie, przez co worek nieco się przybrudził; szczęśliwie od kilku miesięcy nabywcy worków mogą nie martwić się tym problemem - firma stosuje nowe farby, a i wzory wykonane techniką sitodruku nie pozostawiają śladów :)

Drobna uwaga: jako cechę wyróżniają worki That Way podałam wykonanie ręczne. Blacksis! również wykonuje wzory ręcznie, a na stronie znajdziecie dopisek, że poszczególne worki mogą przez to nieco się od siebie różnić. Dlaczego to pominęłam? Ponieważ papierowe torby blacksis! raczej przywołują skojarzenia z czymś powielanym, nieszczególnie mającym się różnić, podczas gdy That Way niejako kładzie nacisk na nietuzinkowość każdego worka. Ich torby mają większy potencjał artystyczny, kojarzą się z malunkami (Ba! Przecież nimi są!) - stąd taki zapis w tabelce, a nie inny.


Podsumowanie:
Jeśli zależy Wam przede wszystkim na wytrzymałości, postawcie na be-pôles. Szczególnie polecam ich brązowy worek - jest 4-warstwowy (!) i wytrzymuje naprawdę wiele (m.in. Małego Johna, który wypycha go od środka - dowody rzeczowe trzymam TUTAJ).
Jeśli natomiast interesuje Was przede wszystkim wzór czy różne rozmiary (od małych - na kredki itp., po naprawdę duże), skierujcie wzrok ku That Way czy blacksis!. Pierwsza urzeknie Was nietuzinkowymi wzorami, które są ręcznie malowane (Niepowtarzalne!), druga możliwością personalizacji - od wyboru kolorów, po możliwość przesłania własnego projektu (swego czasu worek z logo swojej strony zamówiła sobie Agnieszka z Pretty Pleause; i ja zamierzam niedługo przygarnąć spersonalizowany worek - w moim przypadku z pomarańczową sówką - na wszystkie biurowe przydasię).


Jak papierowe worki prezentują się we wnętrzach lub do czego można je wykorzystać? Zapraszam do galerii inspiracji:

 
katowickie wycinanki, czyli Blokowice

10/24/2015

katowickie wycinanki, czyli Blokowice

Jak się okazuje, łowickie wycinanki inspirują nie tylko twórców związanych z branżą modową. Pracownia grafiki kreatywnej Zupagrafika - spoglądając świeżymi oczami hiszpańskiej połowy duetu - odnalazła powiązania między kolorowymi kwiatami, misternie wycinanymi kształtami (regularnymi, geometrycznymi, a jednocześnie różnorodnymi, niebanalnymi) a... architekturą.

Zaczęło się bodajże od Warszawy, potem poszło lawinowo. Kolejne miasta, kolejne "wielkie płyty", kolejne przykłady brutalizmu... Poddane obróbce w graficznej kuchni i zaserwowane w zupie-wywarze: sprowadzone do prostych linii, powtarzalnych kształtów, schematów, po to, by za moment przywrócić im indywidualny charakter. Efekt? Surowe wycinanki opowiadające historię architektury, a także miast, z których pochodzą poszczególne budynki (bardzo często jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne).

Dziś prezentuję Blokowice, czyli Katowice w tej nietypowej odsłonie. Miasto, w którym mieszkam, które nieustannie się zmienia, które wymyka się definicjom, którego nie da się jednoznacznie sklasyfikować. Na które często marudzę - zwłaszcza gdy przychodzi mi porównywać je z Warszawą, Wrocławiem czy Krakowem - ale które wciąż zaskakuje i inspiruje. I jest moim domem.

Ktoś może postukać się w czoło: Brawo, szare wycinanki, nudne budynki do składania. I co: postawisz sobie Superjednostkę na regale? Spodek obok telewizora? Klej zużyjesz, pieniądze w błoto wyrzucisz... Koncepcja jak koncepcja - pomysł względny, ale po co kupować, upowszechniać?
Już tłumaczę, po co, już wyjaśniam swój entuzjazm.




Po pierwsze, idea wycinanek. Sławetne DIY. My dajemy Ci narzędzia, a w Twoich rękach spoczywa cała reszta. I ten uśmiech zadowolenia, poczucie satysfakcji, gdy trzymasz w rękach gotowy projekt! Ćwiczysz zdolności manualne, wyobraźnię - bo i różnych struktur się naoglądasz, podotykasz, przyswoisz, zapamiętasz.
Po drugie, prostota. Budynek skleisz sam, skleisz go też z dzieckiem. Proste kształty (choć to pojęcie względne - do zaprojektowania Spodka koniecznie było zasięgnięcie porady studia projektowego, które rozrysowałoby model 3D bryły) ujawniają pewnego rodzaju powtarzalność np. elewacji, ale jednocześnie piękno tej geometryczności - to jak z teksturami, które nas zachwycają wzorami, fakturą.
Po trzecie, nauka poprzez zabawę. Bo niby nic, tylko sklejasz sobie, przypominasz sobie zajęcia plastyczne w przedszkolu czy w pierwszych klasach szkoły podstawowej. W tym samym czasie jednak poznajesz architekturę, pewien styl, zasady konstrukcji, rozwijasz się estetycznie. Kto wie, może zechcesz poczytać o tych miejscach, może te "nudne" miniaturki zainspirują Cię do poszukiwań? A jeśli kleisz z dzieckiem: pokazujesz mu, że wielkie projektowanie zaczyna się w dzieciństwie - od budowania z klocków, od... wycinanek właśnie. Wszystko przed Maluchem - wszystko na wyciągnięcie ręki!
Po czwarte, ładne to, zwyczajnie. I choć sama trochę nie dowierzam temu, co teraz napiszę, uważam te budynki za piękne. Harmonijka w odcieniach szarości, prostokątny blok przełamany głęboką (iście jesienną) czerwienią... Wszystko spójne, harmonijne (Ha! Harmonijka!), dopracowane w najdrobniejszym szczególe (dla przykładu, graffiti z wycinanek odzwierciedlają te realnie widniejące na budowlach). Urok geometrii i symetrii, tutaj podrasowanych, w pewnej mierze zindywidualizowanych. To dopiero sztuka: pokazać budynek (jak w przypadku osiedla Gwiazdy jeden z wielu) - wielką płytę - który z założenia (i ułożenia) tworzą powtarzalne, identyczne elementy, a który jednocześnie przemyca osobowość mieszkańców (graffiti właśnie, konkretne firanki, pranie suszące się na balkonie itp.). To dlatego, jak wyjaśniali twórcy, Blokowice powstawały pół roku. Taki... odczarowany brutalizm. Ukazany w nowej (A może wcale nie nowej, tylko wcześniej niedostrzegalnej?), estetycznej formie.

Dygresja: Ideę powtarzalnych elementów, z których zbudowane są budynki, Zupagrafika zrealizowała w projekcie Mała Wielka Płyta, który jako pierwszy wpisałam na listę zakupów. Kapitalny pomysł!

Po piąte, wspierają patriotyzm (nie tylko) lokalny. Są dobrym pomysłem na gadżet/pamiątkę z podróży. I pomysłem na zabawę w terenie: robienie sobie zdjęć z miniaturką na tle budynku w skali 1:1. Każdy znajdzie coś dla siebie!








Wszystkie zdjęcia/grafiki pochodzą ze strony www.zupagrafika.com i są materiałami marketingowymi firmy.

Łódź Design Festival 2015: wystawy, podsumowanie & #meetblogin2015

10/17/2015

Łódź Design Festival 2015: wystawy, podsumowanie & #meetblogin2015




Po pierwszej relacji (TUTAJ), przyszedł czas na drugą - spinającą to, co ukrywa się pod enigmatycznym określeniem cała reszta.

Tematem przewodnim tegorocznej edycji festiwalu było hasło: Konsekwencje. Jak w kostkach domina - symbolu tegorocznego ŁDF: przewrócisz jedną, ta popycha za sobą pozostałe. W zależności od włożonej pracy, idei, lepszego bądź gorszego zamysłu, z takich przewróconych kostek może powstać albo dopracowany w szczegółach obraz, albo chaos. Nic nie jest przypadkowe, nic nie wzięło się znikąd. Każda myśl jest wypadkową tego, co działo się w mózgu przed nią. Przeszłość i przyszłość są ze sobą sprzężone na wieczność: w ciągłym tu i teraz.


okoliczności przyrody

Art_Inkubator na ul. Tymienieckiego to miejsce niezwykłe. Nieco niepozorne, gdy skręca się z głównej ulicy, chcąc dotrzeć do celu (w tym przypadku do Centrum Festiwalowego 1). Dotarłszy na miejsce, trudno jednak nie zachwycić się architekturą, mariażem starego (by nie rzec: zdewastowanego) z nowym. Miejsce dopieszczone, industrialnym przestrzeniom przywrócono blask, nadano charakter. Tu rzeczywiście czuje się rozwój myśli artystycznej - tak jak sugeruje nazwa.

Na czas festiwalu, Art_Inkubator dodatkowo wzbogacił się o kilka wpadających w oko elementów, które tworzyły spójną kompozycję, sprzyjającą myśleniu (szeroko) o designie.









rzeczy w trójwymiarze, czyli o wystawach słów kilka

Trudno pisać o wszystkich, trudno wszystkie ogarnąć. Wybranym wystawom poświęciłam kilka słów poniżej, wydzieliłam je trochę z tego natłoku obrazów, który miałam w głowie, wracając w niedzielne popołudnie do domu. Piękno rzeczy materialnych, kształty, faktury... Te wszystkie impresje pozostaną ze mną (We mnie?) na długo. 
Być może zabrzmi to dziwnie, ale zaczęłam zwracać coraz większą uwagę na trójwymiarowość przedmiotów. Kiedyś ich istnienie w pełni było dla mnie mało istotne; zadowalałam się albo ładnym wyglądem, albo funkcjonalnością... Nie rozwodziłam się zbytnio nad sposobem produkcji, wykorzystanym materiałem, projektem. Dzisiaj bardziej całościowo spoglądam na daną rzecz, widzę w niej (albo i nie) pomysł, strukturę, zaangażowanie i pasję twórców. To już nie są zwykłe przedmioty, chłodne i nijakie, służące jedynie zaspokojeniu moich (jakiekolwiek by one nie były) potrzeb. Zaczęłam dostrzegać i rozumieć


 
 

Ikea - bo liczą się sprytne pomysły (czyli hasło z katalogu 2011 wciąż jest aktualne ;))

znowu Ikea, tym razem niepozorne, a robiące wrażenie lampy Krusning (którą ostatnio prezentowała u siebie Anicja)


przepiękne, kapitalne, przyciągające wzrok, uwagę, wszystko misy-umywalki Laufen; Uwielbiam!


wzór diablo symetryczny, spod "taśmy" vs. radosna, nieskrępowana twórczość; można było wziąć udział w fazie wdrażania: na stole czekały flamastry w odpowiednich kolorach, z pomocą których można było nanieść wzór na tkaninę (tak powstała ta po lewej)




"A może popcorn do tego?"

Sztuka wychodzi do ludzi. Design jest wszędzie. 
 - te zdania brzmią może jak slogany, zwykłe frazesy, ale tak nie jest. To, co kiedyś zarezerwowane było dla poważnych instytucji pokroju galerii czy muzeów (lub przynajmniej salonów co bogatszych), upowszechnia się, wchodzi pod strzechy. I, jak w przypadku designu, nawet jeśli wcześniej (praktycznie cały czas) tam było, teraz ta obecność jest dostrzegana, a konsument-odbiorca (lub w odwrotnej konfiguracji) bardziej świadomy. O tym, że istotnie sztuka wychodzi do ludzi, a design jest wszędzie, można było przekonać się naocznie i na ŁDF15.
Czułam, że coś się święci, kiedy mijałam stoisko Ikei (kilka zdjęć wyżej) lub siadałam na meblach VOX z najnowszej kolekcji (premiera w listopadzie) - w obu przypadkach po części przygotowanych na to, by odwiedzający festiwal mogli rozsiąść się w fotelach, poczuć wygodę kanapy czy skorzystać ze stolików kawowych. Nic jednak nie mogło się równać z wystawą (Instalacją?), w której główną rolę odgrywał... popcorn.
#taka sytuacja: podchodzisz do przestrzeni wystawienniczej, by podziwiać designerskie eksponaty, jednocześnie zanurzasz kartonowy rożek w morzu świeżo przygotowanego popcornu (z którego - jak Wenus, egzemplifikacja Piękna - wyłaniają się eksponaty właśnie). Potem, podjadając i chrupiąc, zasiadasz na swoistej widowni (czyt. krzesłach ustawionych rzędami tuż przed wspomnianą ekspozycją) i... konsumujesz. Czy uprażoną kukurydzę, czy design. Jak w kinie: masz przed sobą efekt działań pewnej grupy osób, estetyczny, wizualny kąsek, który albo "kupisz" (czy dosłownie, czy w przenośni), albo nie. Wszystko zależy od Ciebie. Tak czy owak: smacznego!






wióry lecą

To zdecydowanie najlepsze stoisko ze wszystkich (zresztą nie tylko według mnie). Stolarnia Zmysłów - miejsce interaktywne, dające możliwość przetestowania niemal wszystkich narzędzi i technik stolarskich. Jak urzeczona stałam i bezczelnie wgapiałam się w rozemocjonowane twarze dzieci ściskających w rękach czy to długo, czy ogromną piłę. Niecodziennie można oglądać takie obrazki: rodzic współpracuje z pociechą przy czynnościach zwykle ujmowanych jako niebezpieczne. Za często pozwalamy wmówić sobie, że coś nie jest dla maluchów tylko dlatego, że zwykle robią to dorośli. Więcej: że robią to tylko niektórzy dorośli. Boimy się sami, zamykamy więc drogę do poznania własnym dzieciom. Tymczasem takie zluzowanie, wspólna zabawa (bez podziału na widzów i wykonawców, co najwyżej na uczniów i mistrzów) mogą być niezwykle kształcące i zbliżające nas ku sobie. Przy okazji człowiek przypomina sobie o tradycyjnych metodach obróbki, to taki swoisty powrót do korzeni, wskrzeszanie tradycji.





zostałam przyłapana na fotografowaniu; fot. Karolina Grabowska (Kaboompics)




Niewidzialni Bohaterowie

To z kolei najlepsza wystawa. Przygotowana przez Vitra Design Museum, co samo w sobie świadczy o poziomie ekspozycji. 
Niewidzialni Bohaterowie, czyli Geniusz rzeczy codziennych. Swoje miejsce w muzealnej gablocie (nie do końca typowej, miejscami pozbawionej bowiem dystansującej nas szyby) znalazły m.in. żarówki, gumki-recepturki, opakowania na jajka, kartonowe pojemniki na napoje, słoiki, wieszaki, zamki błyskawiczne... Przedmioty towarzyszące nam w codziennym życiu, właściwie niedostrzegalne (niewidzialne właśnie), bez których jednak trudno byłoby wyobrazić sobie egzystencję. Świetne projekty, kapitalne patenty - przykład rzeczy zaprojektowanej, która pozostanie z nami... na zawsze? Idei, która tak zrewolucjonizowała świat, że... słowa są właściwie zbędne. W miejsce tłumaczenia wyobraźcie sobie, że któregoś z tych przedmiotów nie ma, że nie istnieje.














#meetblogin2015

Nie byłoby mnie w Łodzi, gdyby nie #meetblogin - spotkanie blogerów wnętrzarskich. Miałam szczęście dosłownie w ostatniej chwili zostać wpisana na listę uczestników.
Wspaniale było ponownie zobaczyć dziewczyny, które poznałam miesiąc wcześniej w Warszawie (TUTAJ) oraz poznać kolejne "kapitalne babeczki", w tym Dagmarę Jakubczak, której osobowość jest zwyczajnie powalająca - jej komentarze w trakcie wykładu Małgosi Andryszczyk... bezcenne. Dawno tak się nie śmiałam (łącznie z prowadzącą), poziom pozytywnych emocji podskoczył wysoko. Dzięki!
Do tego bogaty program...
Wykład Artura Jabłońskiego był ge-nial-ny. Luźny, ale i profesjonalny. Zabawny i poważny. Doskonale zbilansowany, wsparty osobowością prowadzącego. Uczestniczenie w spotkaniu to była czysta przyjemność, dodatkowo owocująca przemyśleniami - czego chcieć więcej?
Co innego kolejny wykład - prowadzony przez Michała Andrzejewskiego. Wbrew zapewnieniom, konkretów było mało, lania wody wiele - niestety. Za dużo treści, za mało czasu, przez co skupiliśmy się na ogólnikach, a nim dotarliśmy do sedna spotkania (czyli sposobów na skuteczny marketing), Ula bezlitośnie pokazała zegarek. Mimo wszystko można było wyciągnąć pewną lekcję (nie wiem, na ile przypadkową, na ile zamierzoną): jeśli chcesz się rozreklamować, pozostaw niedosyt, obiecując odnalezienie odpowiedzi na swojej stronie/blogu. Dzięki temu wszyscy zainteresowani nabijają statystyki...

Ula - organizatorka - była niesamowita; nie wiem, jak to robiła, ale materializowała się przed Tobą wtedy, kiedy była potrzeba ("Gdzie będzie to spotkanie? Trzeba poszukać Uli i zapytać. O, Ula! Słuchaj..."), zwyczajnie wydawało się, że jest wszędzie. 
Ula - wielkie dzięki za wszystko!

 

Co masz w torbie?

Na koniec to, co tygryski lubią najbardziej, czyli... prezenty. Tak, tak, blogerzy je lubią, podobnie jak każdy inny przedstawiciel gatunku ludzkiego. Od razu wyjaśnię jednak, że większość z przedmiotów, które dostaliśmy, to materiały promocyjne. Katalogi, ulotki, próbki. I o to chodzi, dzięki temu jesteśmy na bieżąco, możemy zapoznać się z całą ofertą, czasem (zwłaszcza jeśli profesjonalnie zajmujemy się projektowaniem czy aranżowaniem) te materiały służą nam w pracy, są zwyczajnie pomocne.
Materiały jednak są różne. Wśród tej wielości "makulatury" (jak niektórzy mogliby nazwać zawartość poszczególnych toreb) znalazło się kilka perełek, pomysłów oryginalnych, świadczących o świeżości podejścia i twórczym potencjale pracowników działu PR. Mowa o firmach Dulux i Wood&Paper, których próbki na tyle się wyróżniały, że raz) wyłowiłam je z tłumu, dwa) zapamiętałam. Brawo!

Dulux: interesujący katalog z trendami kolorystycznymi na 2016 rok plus intrygujący wzornik: poszczególne kolory farb zaserwowane na palecie z... przypadkowej gazety! Rozwiązanie proste, a jakie bogate! Nie dość, że mamy możliwość obejrzenia, jak barwy prezentują się w rzeczywistości (łącznie z grą światła i cienia, połączeniami między nimi itd.), idea rozkładówki z gazety codziennej i chlapania farbą przywodzi skojarzenie z samym procesem malowania, remontowaniem. Teoria+praktyka w jednym rozwiązaniu!



Wood&Paper: To był  chyba dobry czas dla miniaturek mebli. Najpierw MALI MODERNIŚCI (przypomnij sobie TUTAJ), teraz stolik śniadaniowy Solo. W tym malutkim gadżecie połączono kilka chwytliwych pomysłów: ideę DIY (stolik należało sobie złożyć), próbkę produktu (w wersji mini, dzięki czemu łatwiej o przechowywanie; można też przecież stoliczek złożyć ;)), upominek (uroczy, ale i praktyczny - jak można wykorzystać tego rodzaju miniaturki, prezentowała swego czasu Kasia z My Full House).






Dodatkowo skandynawskie katalogi (niektóre jak książki, z pięknymi zdjęciami) i świetna osłonka na doniczkę* od Rodan, podgrzewacz na kubek od Roca (idealny prezent dla blogera ;)), próbka drewnianego parkietu, która służy mi za deskę do krojenia od Chapel Parkiet... W tym miejscu należy powiedzieć jedno:



_______________
* Formalnie to kubek, ale używam go jako osłonkę ;).