6/17/2014

zapach Mamy

Jak co wieczór usypiałam synka. Śpiewałam szeptem kołysankę zapamiętaną z dzieciństwa (pada albo Na Jasiulka z popielnika..., albo na Już gwiazdy lśnią, już dzieci śpią...). Mrużą mi się oczy; najmłodszy w skupieniu obserwuje sufit, a ja odpływam, głaszcząc jego jasne włosy. Melodia wypływa ze mnie jakby bez mojego udziału, samoistnie, wygrywana drżeniem strun głosowych, echem wspomnień... Ukołysana, wtulam się w rękaw swetra i... czuję zapach swojej mamy.

Ten sweter dostałam od niej. Miękki, bordowy... W ciepłym odcieniu mięśnia sercowego.

Na moment zastygłam między światami: między teraźniejszością a przeszłością (nawet przyszłością). Życie przebiegło mi przed oczami - nie jako krótki film z najważniejszymi scenami, które odtworzą nam kiedyś na Sądzie Ostatecznym, byśmy zawyrokowali, czy nasz artyzm, sztukę życia udało nam się przenieść na ekran ludzkich źrenic. Przebiegło raczej w formie wspomnień-dotknięć; zapamiętanej czułości, z zakodowanym uśmiechem rozczulenia, z ciepłem rozlewającym się po ciele... Uczuciem, że się kocha i jest się kochanym... Niewinnie, jak dziecko i dorosły jednocześnie, bez podtekstów, bez kompromisów, bez pójścia na skróty, bez wymówek - miłość w najjaśniejszej z postaci...

Paradoks...
Włożyłam sweter mojej mamy i weszłam w jej rolę - w rolę matki... Ostatnio częściej ją rozumiem, częściej łapię się na podobnych reakcjach... Jakbym przywdziewała jej skórę, wcielała się w nią... Tęsknota? Geny? Socjalizacja i wyniesione z domu przyzwyczajenia, metody wychowawcze? A może po prostu czar czasu, który jednoczy wszystkich ludzi, zbliżając ich doświadczenia?

Zapach mamy - jedyny taki na świecie...




Jedno z moich ulubionych zdjęć przedstawiających mamę... 
Romantyczną, sentymentalną, poetycką duszę...

1 komentarz: