12/10/2016

w składzie porcelany


W mieszkaniu mojej babci stoi lakierowana meblościanka; dzisiaj doceniam niezwykły wzór ze słojów drewna (powracam tym samym do dziecięcych fascynacji tymi kołami i okręgami, która wydała mi się w okresie lat nastu przeżytkiem, czymś niemodnym, może babcinym właśnie). Jedną z jej części stanowią dwie półki ukryte za szkłem, a tam kolekcja babci: porcelana i kryształy, polerowane w okresie przedświątecznym, bo i na święta wyciągane. Wystawa błyszczących, kruchych skorup, którym przyglądałam się jako dziecko z lekkim zaintrygowaniem, ale i znudzeniem jednocześnie. Znałam je przede wszystkim zza szyby - tak wyglądała ich codzienność. Piękne, trochę muzealne. Jak dotykanie wzrokiem misternych ludzkich wyrobów na wystawie - przez szklaną powłokę, która odbija światło. 

Kiedy zobaczyłam Ich odbicie w tym szklanym zwierciadle... Pradziadek i prawnuczka. Wpatrzeni w porcelanę i kryształy prababci. Gdzieś w tle prawnuczek bawił się garażem dla resoraków, improwizując wypadek samochodowy. Wizyta w składzie porcelany...

***

Z czasem doceniam przedmioty. Kiedyś wydawało mi się, że wystarczy mi jeden serwis obiadowy z Ikei - talerze dobrane kolorystycznie, minimalistyczne, ale nowoczesne. Nie lubiłam klasyki, nudziła mnie, kojarzyła się z tanimi barami. Jak się myliłam, jak nie doceniałam materiału! Z każdym kolejnym rokiem i poznawaniem ludzi, których pasją jest wypiekanie delikatnych skorup, malowanie ich i oczekiwanie z błyskiem w oku na efekt (bo nigdy nie wiadomo, jaki ostatecznie będzie), przybywa we mnie szacunku i uczucia dla ceramiki. 
Dzisiaj nie muszę mieć kompletu, idealnego i zgranego. Codziennie się zmieniam, zmienia mi się gust... W tej chwili bliższy mi eklektyzm - zbieractwo... Przed publikacją tego wpisu zjadłam kolację z talerza, który spokojnie mogłabym kiedyś nazwać babcinym: ceramiczny, duży, z karbowanym brzegiem pokrytym złotą farbą, muśnięty liliowymi malunkami kwiatów... Jako dziecko uznałabym go za romantyczny i piękny, jako nastolatka za nudny i stary, a dzisiaj...? Uśmiecham się na jego widok i zastanawiam, kto jadł z niego przede mną, kto go przedtem malował, wypiekał, kto stwierdził, że właśnie tak ma wyglądać...

Moje ceramiczne zachciewajki zdradziłam TUTAJ.
Natomiast poniższe kadry z tegorocznego Łódź Design Festival (moja relacja TUTAJ) zahipnotyzowały mnie. Stałam przed tą "wystawą", jak niegdyś przed meblościanką babci. I znów wpatrywałam się w porcelanę.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz