Pewnego dnia uśmiechnęła się do mnie pierwsza Panna Słodka: Cynamonowa. Rozpoczęłyśmy rozmowę i jakoś tak - od słowa do słowa - nawiązała się między nami nić twórczego porozumienia. Powstał pierwszy tekst z Cyklu Panien Słodkich. Potem poszło lawinowo. (Zazdrosna Panna Kawa, która była zawsze dzielną podporą w dysputach z Weną i łagodzeniem jej humorków, została uhonorowana opowieścią dwukrotnie. Niech ma, moja przyjaciółka do pióra.)
W kwietniu br. tata zrobił mi urodzinową niespodziankę: własnym sumptem wydał do tej pory powstałe Panny, które gościły na moim blogu literackim. Oprawione w materiał, prześlizgujące się po pięknych kartach papieru, pachnące kadzidłami z tacinego pokoju... Cztery egzemplarze do mojego prywatnego użytku.
Po jakimś czasie, w wyniku poszukiwania ciekawych konkursów literackich (od czasu do czasu lubię poczuć przymus zewnętrzny stworzenia czegoś, narzucenie tematu rozwija), natrafiłam na konkurs na autorski projekt książki: począwszy od treści, na obróbce graficznej i edytorskiej kończąc. Pomyślałam: czemu nie? Zwłaszcza, że razem z tatą mieliśmy nowy pomysł na edycję. Tak narodziła się surowa wersja Panien Słodkich, którą przesłano na konkurs. Realizacja przeszła moje i taty najśmielsze oczekiwania... Teraz czekamy na koniec roku i wyniki ;-).
Po jakimś czasie, w wyniku poszukiwania ciekawych konkursów literackich (od czasu do czasu lubię poczuć przymus zewnętrzny stworzenia czegoś, narzucenie tematu rozwija), natrafiłam na konkurs na autorski projekt książki: począwszy od treści, na obróbce graficznej i edytorskiej kończąc. Pomyślałam: czemu nie? Zwłaszcza, że razem z tatą mieliśmy nowy pomysł na edycję. Tak narodziła się surowa wersja Panien Słodkich, którą przesłano na konkurs. Realizacja przeszła moje i taty najśmielsze oczekiwania... Teraz czekamy na koniec roku i wyniki ;-).
Najlepszym dopełnieniem Panien Słodkich jest rachatłukum, o którym pisałam jakiś czas temu. Szukałam go w pobliżu miejsca zamieszkania (nie chcąc przepłacać, zamawiając przez Internet, a najbliższe sklepy kolonialne daleko) i znalazłam: na stoisku w centrum handlowym. Ach, czasami te niepozorne wysepki są zbawienne. Wersja z tegoż punktu jest bardziej rozciągliwa i intensywna kolorystycznie. I smaczna oczywiście, ale to akurat jest dla mnie oczywiste.
Coś mi się wydaje, że kolejną Słodką Panną będzie Turkish Delight...
Bardzo mi się podoba ta książeczka: strony - uwielbiam ten papier, jak do pakowania, czcionka - jak maszynowa, i jak fajnie wygląda ilustracja :)W pierwszej chwili pomyślałam, że ją wydałaś i będę mogła ją kupić ;) Zmęczenie robi swoje.
OdpowiedzUsuńNie mogę się nachwalić, hehe - konkurs interesujący i życzę wygranej!
Chciałam Ci podarować jeden egzemplarz, jak się uda dostanę ich troszkę ;)
OdpowiedzUsuńKochana jesteś :*