3/14/2014

wiosenny spacer krasnoludka

Uwielbiam wiosnę. Tęskniłam za nią rok temu, gdy zima i lato naprzemiennie walczyły o wpływy, nie pozostawiając miejsca ani orzeźwiającej (ale ciepłej) wiośnie, ani złotej jesieni (serwując nam ewentualnie porywy wiatru połączone z zacinającym deszczem). Powietrze nareszcie pachnie przyrodą budzącą się do życia, swoją świeżość czerpie od młodych roślin pełnych energii i zapału do wzrostu (wydaje się, że wreszcie pożegnało zeszłosezonową inspirację: podmuchy arktyczne).
Znać, że idzie wiosna; również z innych powodów.
Pojawiły się pierwsze wycieczki szkolne (maszerujące żwawo alejkami parku, głośne i ruchliwe po seansie w planetarium, odpoczywające od zadzierania głów i patrzenia w gwiazdy), przyjaciółki plotkujące na ławkach, chrupiące gofry z budki... Wrzask kaczek, słońce odbijające się od skrzydeł łabędzi, dziób kosa w promiennych kolorach poszukujący pokarmu, szelest zeszłorocznych liści zwiastujący przebudzenie w przyrodzie (w zimie ten dywan służył za posłanie, swoistą kołdrę, którą - z uwagi na wygodę, lenistwo i aurę - należało ruszać możliwie jak najrzadziej)...
Wysoka dziewczyna przysiadła na pomoście obok niskiego chłopaka, który ściągnął czapkę i zmierzwił włosy. Szczupła starsza pani przysiadła na ławce i oglądała prasę kolorową; od czasu do czasu syciła się nikotyną wysysaną z papierosa zgrabnie trzymanego między palcami; jej jaskrawy, zielony beret pasował do pierwszych źdźbeł trawy wyrosłych w tym sezonie.
Bryła Stadionu Śląskiego to wciąż szkielet jasnych, stosunkowo świeżych kości, od czasu do czasu muśniętych wstrząśniętym pyłem. Warkot silnika maszyn wielkogabarytowych przyciągał uwagę mojego synka; stereotyp męskich zainteresowań potwierdzony. Choć nie do końca... Młodzian, jak ja w dzieciństwie, bardziej od kopania piłki z kolegami-bliźniakami, zainteresowany był przeglądem ściółki: wybieraniem kamyczków, patyków, poszukiwaniem ciekawych okazów roślin. Taki mały detektyw albo archeolog. Kiedyś chciałam być i jednym, i drugim. Teoretycznie powinno się wyeliminować takie myślenie, ale może potomek zechce urzeczywistnić plany niegdyś snute przez matkę? ;) Żadnego przymusu nie ma, najważniejsze wspieranie zainteresowań. Poza tym na razie i tak jesteśmy na etapie małego krasnoludka, którego największą pasją są kamienie (nie tylko szlachetne, parkowe są równie dobre).














Na facebookowym profilu oglądałam nieśmiałe uśmiechy krokusów, przesyłane przez krewnych i znajomych Królika. Na każdym spacerze szukałam ich wzrokiem; tych "u siebie", w parku naprzeciwko, które wreszcie zwiastowałyby ostatecznie wiosnę w moim otoczeniu. Na próżno. Aż do dzisiaj...

 






Gdy wracaliśmy, zauważyłam za ogrodzeniem stadionu włochate główki podbiału. Te żółte, milutkie w dotyku kwiaty uchodzą za pospolite, ale dla mnie od zawsze kojarzyły się ze zwiastunami wiosny... Były jak jaskółki - a jaskółek nigdy nie uznałabym za pospolite... Wspomniane ptaki poszczycić się mogą smukłym ciałem i zwinnością lotu. A podbiał pospolity? Delikatność pokrywającego je meszku i niewielkie rozmiary mogą zmylić - podbiał najlepiej (przynajmniej według mnie) radzi sobie w warunkach skrajnie trudnych: przy torach kolejowych, tramwajowych, na budowie stadionu... Gdybym miała zgadywać, które kwiaty rosną na księżycu, bez wahania odpowiedziałabym, że właśnie one...
Zdjęcia nie zrobiłam, zmęczona pchaniem wózka pod górkę i myślami zajęta karmieniem synka; pilnowałam, żeby nie usnął na ostatniej prostej do domu. Powietrze odurza!

4 komentarze:

  1. Ja rowniez uwielbiam wiosne i jak zycie rozgrywa sie na swiezym powietrzu ;))) Wystarczy otworzyc okno i spojrzec na dzieci bawiace sie na podworku, a to oznacza, ze wiosna juz nastala :)))
    Pozdrawiam wiosennie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniały jest zapach powietrza na wiosnę :) Dokładnie - życie rozgrywające się na świeżym powietrzu... Jakby nasz powrót do korzeni (dosłownie? ;)), do Matki Natury...

      Pozdrawiam ciepło! :)

      Usuń
  2. Świetny wpis. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń