8/21/2015

jarmark staroci

Piątek, godzina 10:00 rano, centrum miasta, katowicki rynek. Kilka kroków od przystanku tramwajowego stoją naturalnych rozmiarów konne posągi, obłożone zwierciadłami w złoconych ramach. Kroki moje i siostry odbijają się w starych taflach, mijamy pięknie zachowane, zabytkowe meble, by dojść do pierwszych stoisk. A tam - na dywanach, na stolikach, na matach - całe dobrodziejstwo inwentarza: od drobizny, po prawdziwe dzieła sztuki (często dosłownie, zwłaszcza po cenie patrząc).

I edycja katowickiego jarmarku staroci wpierw nas zachwyciła (zachłysnęłyśmy się chyba widokiem tych luster i posągów), następnie nasze miny rzedły coraz bardziej - wraz z kolejnymi słyszanymi cenami. 1200 złotych za porcelanowego pieska, kilkaset złotych za pierścionek, bo srebrny, a bez znacznika, bo pewnie był zmniejszany. Wśród mnogości bibelotów trudno było wyłowić coś przykuwającego uwagę, a nie kosztującego kroci. Jeśli bowiem coś wyglądało porządnie i ładnie, swoje kosztowało. Wiadomo, oddać za darmo nie chcą. Rozumiem, ale jako kupujący... nie byłam zanadto szczęśliwa ;).






Dopiero wracając, omiatając wzrokiem jedno ze stanowisk (przy pierwszym "obchodzie" skwitowane jako "takie sobie") dostrzegłam autka retro, które podobały mi się u innego handlarza. Te nie dość, że były zachowane w lepszym stanie (komplet kół plus względny brak zadrapań i przetarć), kosztowały mniej. Nie zastanawiałam się długo. A gdy miałam już odchodzić, zauważyłam w kącie kawiarkę. Bez nadziei spytałam o cenę.
 - 30 złotych, ale sprzedam pani za 20.
Dwadzieścia złotych! Dwie dyszki za wymarzoną kawiarkę, do której wzdychałam od dawna! (Tak, właśnie wtedy uwolniły się we mnie endorfiny - te, które sprawiają, że kupująca kobieta zamienia się w dziecko biorące w łapki kolejne bożonarodzeniowe prezenty :P)

Summa summarum, wróciłam zadowolona. Im dłużej myślałam o jarmarku, streszczając czy to mężowi, czy szwagierce, co widziałam i oglądałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nie był to czas zmarnowany. Piękne, rzeźbione zwierciadełka przypomniały mi kreskówki z dzieciństwa, stara porcelana i kryształy przyjęcia u zmarłej babci, a opowieści snute przez handlarzy-pasjonatów pobudzały wyobraźnię. Czy wiedzieliście na przykład, że maleńkie porcelanowe figurki, ręcznie malowane (urokliwe, ale dla mnie - laika, nic poza tym), okazały się francuskimi cacuszkami wkładanymi do ciasta - ten, komu trafił się kawałek np. tortu z filigranową postacią, stawał się mistrzem ceremonii. Cudowne, prawda? :)








10 komentarzy:

  1. Ha. Fantastyczne autko :) Uwielbiam takie jarmarki, stragany i cały ten klimat. Ale ceny...prawdziwa radosc, jak cos sie uda kupic za 'grosze' :)
    Pozdrawiam słonecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, ceny powalały... Ale - jak wspomniałaś - gdy już się coś upoluje... Satysfakcja łowcy jak nie wiem ;)
      A autko też mnie urzekło... Zastanawiam się, czy go sobie nie podkraść :P (bo na razie u synka stoi ;))

      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  2. Kurcze.., ja fanka kawy ;) - stwierdzam, że chyba autko bardziej mnie zauroczyło :D Uwielbiam takie klimatyczne targi staroci. Rzeczywiście tanio nie jest, ale czasem trafiają się takie perełki, trzeba tylko umieć je dostrzec, no i upolować za rozsądną cenę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, to nieźle :D
      My to chyba mamy jakieś "łowiectwo" we krwi - każde udane polowanie cieszy :P

      Usuń
  3. Targi staroci, takie prawdziwe, bez puszenia się i cen z kosmosu, to to, czego najbardziej mi brakuje po powrocie do Polski z Niemiec. Niestety u nas nie dość, że rzadko się odbywają i tylko w wybranych miastach, to jeszcze ceny jak z najbardziej wyrafinowanych butików z antykami. ;) Ale jak widać czasami nawet w takich miejscach można coś znaleźć! Kawiarki zazdraszczam uprzejmie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szwagierka opowiadała mi, że w Bytomiu w pierwszy piątek miesiąca są ogromne targi staroci - takie z prawdziwego zdarzenia właśnie. Zamierzam się wybrać... Zobaczymy, jak będzie ;)
      No właśnie: puszenie się, ceny z kosmosu... Haha, butiki z antykami - w rzeczy samej :P Niektóre stanowiska właśnie takie były - świadomi sprzedawcy, którzy - znając wartość posiadanego towaru - windowali ceny w górę (czy może raczej, patrząc ich oczami: ustalali tylko odpowiednią wartość przedmiotu).

      A dziękuję ;)

      Pozdrawiam przeserdecznie!

      Usuń
  4. Cudeńka! Ja jeszcze nie byłam na prawdziwym targu staroci. Wszystkie organizowane są daaaleko od nas.. Może kiedys mi będzie dane.. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno :) W Katowicach to była pierwsza edycja tego typu imprezy, więc wszystko przed nami :)

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Widzę, że mamy podobnego bzika :) byłaś może w Krakowie pod Halą Targową? Polecam - z Katowic nie jest daleko. U mnie na blogu też mala relacja. Przydałby się poradnik, jak wybrać się na pchli targ i nie zbankrutować? Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam okazji, ale z tego, co widziałam u Ciebie na blogu, muszę nadrobić :)
      Haha, racja, taki poradnik by się przydał ;) Chyba trzeba mądrze planować budżet, jak moja siostra, która mniej więcej wiedziała, czego chce i ile może za to dać :P Heh, ale nie każdy tak potrafi ;)

      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń