1/22/2017

urodziny jak z książki, czyli inspirowane przyjęcie urodzinowe (temat przewodni: "Pierwsze urodziny prosiaczka" Aleksandra Woldańska-Płocińska)

Kiedy poznaliśmy z Małym Johnem prosiaczka, bohatera książek Aleksandry Woldańskiej-Płocińskiej, żałowałam, że synek miał już swoje lata - pierwsza z książeczek idealnie nadawała się na temat przewodni przyjęcia urodzinowego roczniaka!
 - Za późno, za późno - marudziłam, jednocześnie kreśląc inspiracje urodzinowe zrodzone z lektury "Pierwszych urodzin prosiaczka" i zastanawiając się, gdzie i kiedy je wpleść, by pasowało i było na miejscu...
Jak się okazało, musiałam po prostu poczekać na narodziny córki. Gdy drugie dziecię pojawiło się w domu, wśród różnych pozytywów sytuacji (co by ułatwić matce ogarnięcie sytuacji i samokontrolę) z radością wskazałam kolejny: mam motyw przewodni przyjęcia z okazji pierwszych urodzin!

W styczniu br. pozostało odkurzyć notatnik i zacząć wprowadzać w życie plany i inspiracje nakreślone parę lat wcześniej. Nie wszystko udało się wdrożyć, ale i tak jestem zadowolona z efektów. 

Oto pierwsze urodziny prosiacz... Lady Marion! ;)




Książka została pięknie skonstruowana: rysunki mieszają się z typografią, graficznym odwzorowaniem tekstu, dzięki czemu wszystko stanowi całość, a pozycja jest prawdziwym picture bookiem.
Kto zna "Pierwsze urodziny prosiaczka", ten wie, jak mniej więcej wyglądają poszczególne karty, jak zostały przemyślane. Poza początkiem i zakończeniem (koniecznymi dla otwarcia i zamknięcia fabuły, spięcia wszystkiego w całość), książeczka zasadza się na prezentacji poszczególnych gości prosiaczka i ich podarków. To właśnie one - mniej lub bardziej spodziewane prezenty - natchnęły mnie do kolejnych elementów składowych przyjęcia tematycznego.


Pszczoły nadleciały do prosiaczka z kwiatami. Do bukietu na stół wsunęłam więc wycięte z folii piankowej pszczółki (skrzydełka to odpowiednio przycięta washi tape, oczy i paski namalowałam flamastrem), które nabiłam na długie wykałaczki (wcześniej dziurkę zrobiłam delikatnie igłą - sama wykałaczka była zbyt inwazyjna dla cienkiej pianki).
Nieprzypadkowo wybrałam czerwone kwiaty. Pszczoły właśnie takie niosły.







Kura przyniosła jajka. Ilustracja rzeczonych niemal od razu nasunęła mi pomysł wykorzystania: księga gości! Białe pole - jajko - wprost wyśmienicie nadawało się na odcisk kciuka czy innego palca. W sklepie papierniczym kupiłam dwa arkusze grubszego papieru (jeden szaro-błękitny, drugi biały) i wykonałam replikę grafiki, dostosowując ją do swoich potrzeb. Pozostało wyciągnąć czarny tusz, wilgotną chusteczkę niemowlęcą i goście mogli zostawić po sobie ślad! (Musiałam publicznie obiecać, że nie wykorzystam odciśniętych linii papilarnych do własnych celów :P)








Dżdżownica sprezentowała prosiaczkowi wielki balon. Balonik+sznurek+robaczek? Postanowiłam do balonów przywiązać żelki-gąsienice. Pierwotnie miały wisieć pod sufitem, niesione przez balon, ale z powodu braku helu zrezygnowałam z pomysłu, a balony ułożyłam na dachu domku dla lalek. Oficjalne wytłumaczenie? Dżdżownice wylądowały na dachu. Sorry.







Niedźwiedź przyniósł pół słoiczka miodu. (Drugie pół zjadł? ;)) Zastanawiałam się nad tą kartą. Myślałam o wykorzystaniu miodu na stole, ale nijak łączyło się to dla mnie z ilustracją. W efekcie wymyśliłam, że maleńkie słoiczki wypełnione płynnym złotem mogłyby stanowić podarki dla gości. Przewiązane czerwoną wstążką, jak w książce.








Mrówki wniosły tort kasztanowy. W książce wygląda on imponująco: ma trzy piętra i jest dość wysoki. Przepis na tort kasztanowy znalazłam TUTAJ, nie wyszedł mi jednak tak spektakularnie, jak tam. Po pierwsze... niski. W zasadzie... płaski. Śmiałam się, że wreszcie istnieje wypiek, który swobodnie mogę nazwać plackiem (mój małżonek określa w ten sposób różne ciasta, choć dla mnie termin ten dotyczy wyłącznie tego, co jest... płaskie właśnie). Po drugie zamiast zwykłej śmietany do kremu użyłam sojowej (Marion ma uczulenie na krowie białko, a chciałam, by mogła w całości skosztować swojego tortu urodzinowego), z którą nigdy wcześniej nie miałam do czynienia (z mlekiem tak, ale nie śmietaną, którą jeszcze ubijałam). Eksperyment zakończył się... dziwnie? Ubita, sztywna piana przełożona na tort zaczęła syczeć i opadać. Chciałam nawet zrezygnować z podania tortu, ale mąż mnie ośmielił. W smaku - niezrównany. Naprawdę pyszny. Z wyglądu? Co tu dużo gadać... Do tego z książki nie mam co się porównywać. Ale wiadomo - fikcja literacka, te sprawy ;). Szukałam też świeczki w kształcie czarnego kamyczka, ale nie znalazłam, co nieco mnie rozczarowało - łudziłam się chyba, że w tym biznesie dostępne jest wszystko ;).
Ach, zapomniałam... Chciałam zrobić z masy cukrowej maleńkie postaci mrówek. Nie zdążyłam.




Inne pomysły, niezrealizowane z powodu braku czasu:
  • ubranko solenizanta: prosiaczek miał na sobie ogrodniczki z żabotem i wysokie kozaki z czerwonymi frędzelkami. Chciałam uszyć Marion podobny kostium, z dresówki, z filuternym dzianinowym żabotem, do tego ciemno szare skarpety imitujące eleganckie buty prosiaczka, ale... nie zdążyłam. Jeśli ktoś ma pomysł na wykorzystanie teraz tego materiału: czekam na inspiracje! ;)

  • czapka urodzinowa: coś na wzór TEJ, którą przygotowywałam dla Małego Johna, tym razem w innej wersji kolorystycznej (prosiaczkowej): granatowa czapeczka i biały pompon
  • dzik przyniósł jabłka: chciałam więc postawić na stole półmisek z czerwonymi, polskimi owocami narodowymi, ale... nie znaleźliśmy nigdzie gatunku, który oddawałby ten z ilustracji. Pedantka, ktoś powie. Szalona, rzuci ktoś inny. Miałam inne jabłka w domu, ale ostatecznie nie powędrowały do gości. Gdyby jednak się tam znalazły, towarzyszyłaby im głowa dzika wykonana z brystolu czy folii piankowej - co by do książki nawiązać.
  • żuk przyturlał arbuza: ale ponieważ dostępność tego owocu w styczniu jest mocno ograniczona, nie zjawił się on na przyjęciu. Jak z mrówkami, chciałam ulepić żuka z masy cukrowej zabarwionej na czarno i ustawić obok.
  • spóźniony suseł przybiegł z pióropuszem: ...który miał występować w roli swoistej korony Lady Marion. Jeśli ktoś chciałby wykonać pióropusz susła, instrukcję wykonania znajdziecie TUTAJ.
  • borsuk i wiewiórka wyskakują z tortu: ...co mogłoby być świetnym pomysłem na cake topper, wykonany z folii piankowej albo tektury i osadzony na długich wykałaczkach.


Co sądzicie o tematycznych przyjęciach urodzinowych inspirowanych książkami?
Macie pomysł na inny motyw przewodni tego rodzaju? :)

13 komentarzy:

  1. Marta, to jest genialny pomysł! Wspaniała mama jesteś!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję, Kochana! :> Żeś teraz połechtała moje ego ;) :*
      Ściskam Cię mocno!

      Usuń
  2. Niestety moja córa już jest dużo za duża,a nawet rzekłabym za stara na prosiaczkowe przyjęcie co nie przeszkadza mi w pieczeniu plackowatych ciast heh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D Ja mogę teraz powiedzieć, że razem z urodzinami córki zaczęłam przygodę z plackami ;D Kasztanowy nam zasmakował i zrobił ochotę na więcej :P

      Ściskam! :*

      Usuń
  3. Marta Ty to masz pomysły!!! Pięknie to wszystko wyszło. A z plackami mam tak samo jak Ty. Tu gdzie mieszkam na wszystkie ciasta mówią placki i na początku nie mogłam się przyzwyczaić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, dzięki wielkie! :D
      Och, ja do teraz mam z tym problem :P A to już z dziesięć lat będzie! ;)

      Uściski ciepłe ślę, Kochana! :*

      Usuń
  4. Bardzo fajny pomysł z odciskami palców :) Ogólnie całość oceniam na wielki plus :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo Ci dziękuję i cieszę się, że się spodobało! :)
    (Od razu mam uśmiech na twarzy ;) - dzięki Tobie ;))

    Pozdrawiam ciepło!
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny pomysł, czytaliśmy tę książeczkę jak Synek był malutki, pięknie to zaaranżowałaś, brawo👏🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję! :>
      Takie słowa motywują najmocniej!

      Usuń