1/30/2018

Sypialnia przytulna, że hoo hooo! - warsztaty w Kuchni Spotkań IKEA - relacja

W minioną sobotę miałam przyjemność prowadzić warsztaty w Kuchni Spotkań IKEA. Ponieważ w naszym kraju szwedzka sieciówka poświęciła styczeń tkaninom, nasze spotkanie w centrum Warszawy było poświęcone właśnie tekstyliom, z czego wynikło później... urządzanie sypialni - tworzenie moodboardu (tablicy inspiracji) przez każdego z uczestników.



Kilkanaście minut po godzinie dziewiątej opuściłam Dworzec Centralny. Warszawę spowijała mgła, szczyt Pałacu Kultury chował się w szarawych chmurach. Naciągnęłam kaptur na głowę i ruszyłam w kierunku Kuchni Spotkań IKEA - na szczęście ulokowanej tuż obok, w Pasażu Lipińskiego - wystarczyło przejść przez ulicę i mogłam schronić się w odrestaurowanym wnętrzu zabytkowej kamienicy.






W Kuchni Spotkań gościłam po raz pierwszy, nie przeszkodziło mi to jednak w tym, by z miejsca poczuć się tam jak w domu. Przytulnie, barwnie i inspirująco - m.in. to właśnie tam wypatrzyłam kalateę - uroczą roślinę o zdobnych liściach, które spod spodu przypominają w dotyku aksamit!

Wróćmy jednak do miejsca i warsztatów.
Przybywający ludzie: cudowni. To niezwykłe, gdy witasz nieznane osoby, parzycie sobie kawę czy herbatę, zaczynacie rozmawiać i... czujesz, że mogłabyś tak długo. Że jeszcze chwila, a nazwałabyś tę panią z czarnymi włosami kochaną ciocią/miłą towarzyszką, a tę z burzą rudych loków kumpelką. Pojawiły się też twarze znajome, niektórzy przyprowadzili swoich bliskich. Powstała kreatywna grupa ludzi, którzy spędzili ze sobą cztery godziny w pewną zamgloną sobotę.


fot. Kuchnia Spotkań IKEA

fot. Kuchnia Spotkań IKEA 

fot. Kuchnia Spotkań IKEA 

fot. Kuchnia Spotkań IKEA 

fot. Kuchnia Spotkań IKEA 

fot. Kuchnia Spotkań IKEA 

fot. Kuchnia Spotkań IKEA 

fot. Kuchnia Spotkań IKEA 

fot. Kuchnia Spotkań IKEA

Spotkanie miało podwójny charakter: wpierw nieco teorii (czyli Marta w swoim żywiole - mówiąca), potem - po przerwie na ciepłe napoje i bułeczki cynamonowe - praktyka; w miejsce warsztatów z prawdziwego zdarzenia (szycia przy maszynach, tworzenia przedmiotów użytkowych ze ścinków materiałów) pojawiło się tworzenie moodboardu, a wcześniej wypełnianie dwóch zaprojektowanych przeze mnie plansz: pierwsza miała pomóc w zaplanowaniu DIY, nieco usystematyzować przedmioty, jakie mamy w domu (nasze "śmieci" z potencjałem), druga zapraszała na wycieczkę do wnętrza... siebie: odpowiedź na pytanie, jaka/jaki jestem, co lubię, czego nie, jakie mam rytuały codzienności związane z porankiem i wieczorem. Dlaczego akurat te? Dlaczego nie interesował nas cały dzień? Ponieważ finalnie mieliśmy zająć się projektowaniem swojej wymarzonej sypialni - miejsca, gdzie zaczynamy i kończymy dzień (a więc spędzamy poranek i wieczór).








 








Skąd pomysł na "psychologiczne" plansze? Poznawanie siebie na warsztatach... wnętrzarskich? Wszystko wyjaśniał jeden cytat - słowa architekta Pawła, które znalazłam w magazynie "live" (IKEA FAMILY), numerze z jesieni 2012:

By dom ci odpowiadał, ważne, by zrozumieć, jak żyjesz.
Dopiero gdy poznasz siebie, swoje preferencje, gdy uświadomisz sobie, czego potrzebujesz, by z radością witać dzień i gdy wyszczególnisz to, co przeszkadza ci zasnąć... znajdziesz receptę na wymarzoną sypialnię. Zrozumiesz, co jest w niej konieczne, a czego być nie powinno. Poznając lepiej siebie, poznasz swoje wymagania, a te najlepiej przybliżą cię do wymarzonej realizacji.

Uczestnikom warsztatów rozdałam brązowe kartki, na których mieli stworzyć swoją sypialnianą ścianę inspiracji. W zderzeniu z bielą wcześniejszych materiałów, mogło to dziwić, było jednak zamierzone. Ta brązowa kartka to... brudnopis. Zarys, szkic taki. Projekt zaledwie. "Brudny" odcień kartki od razu sprowadzał ją do roli marginalnej - marginesu - i tak miało być. Bo nasza wyśniona sypialnia, ta prawdziwa, realna, dopiero powstanie (albo już powstaje): właśnie w realu, w rzeczywistości. Nie na kartce papieru, gdzie wszystko wygląda pięknie, schludnie, gdzie łatwo można wymienić jeden element na inny. W którą wpatrywanie się może hipnotyzować, ale i frustrować - gdy będziemy nasze plany porównywać z tym, co faktycznie przed oczami. Nie. Moodboard jako brudnopis od razu niesie jasny przekaz: to tylko pomysły, to tylko pewne wyobrażenie, to notatki na marginesie. Coś, co uznałeś/uznałaś za ważne do wynotowania, ale nie wiadomo, czy faktycznie się przyda w życiu realnym. Zobaczymy. Sprawdzimy. Tymczasem niech będzie inspiracją, naszą siłą napędową, by nie bać się i działać, szukać swojej drogi, szukać siebie.










To właśnie chciałam przekazać na spotkaniu: natchnąć do działania, zachęcić do eksperymentowania, do odwagi, która nie pozwala siedzieć w miejscu z założonymi rękami. Działajmy i zmieniajmy swój świat na lepszy - nawet jeśli będziemy to rozumieć jako wymiana poszewki poduszki na inną. Jeśli dzięki temu mamy mieć lepszy humor, w dalszej perspektywie dzień, a potem tydzień, rok i tak dalej... Warto!
Najgorsze, według mnie, to poddać się głosowi, który szepcze, że nie warto, że po co marnować czas, że szkoda zachodu, że coś nie wyjdzie. Nie wiesz, jak wyjdzie, póki nie sprawdzisz. Nie marnujesz czasu, działając w słusznej sprawie: w najgorszym razie każda następna pomyłka będzie kolejnym doświadczeniem, odpowiedzią na pytanie, jak NIE robić tego, na czym ci zależy (a więc, paradoksalnie, będziesz przybliżać się do celu!).

Szczęśliwie Magda z bloga WnętrzaZewnętrza robiła relację wideo, dzięki czemu mam filmową pamiątkę ze spotkania (sama robiłam jedynie zdjęcia, których zresztą nie brak w tym wpisie). Kto ciekaw, jak było, może obejrzeć filmik:



5 komentarzy:

  1. Ale cudowne spotkanie <3

    www.blisko-lasu.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę, że bardzo, że mogłam uczestniczyć w tych warsztatach i poznać Ciebie osobiście:-))
    Pozdrawiam serdecznie:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja cieszę się, że poznałam Ciebie! Świetnie było potem jeszcze wyrwać się z Tobą na miasto :) Dziękuję za mile spędzony czas! :*

      Usuń
  3. Dziękuję Ci bardzo za spotkanie :-)

    OdpowiedzUsuń