5/25/2020
DIY: donica jak malowana
W jaki sposób szybko i bez zbędnych ceregieli odpicować zwykłą glinianą doniczkę? Koleżanka rękodzielników - Farba - przybywa z odsieczą! Wymyśl tylko wzór, wygospodaruj kwadrans wolnego czasu i... do dzieła! 🖌
Monstera nasza zaczęła się słusznie rozrastać (zasługując na swoje imię - dzięki czemu o wiele łatwiej przychodzi mi wyjaśnianie dzieciom pochodzenia jej nazwy 😎) i wymagała przesadzenia. Mąż zakupił największą glinianą donicę, jaką znalazł, która jednak po czasie wydawała mi się taka... nijaka. Postanowiłam więc coś na niej zmalować! Szczerze: do niniejszej metamorfozy skłoniła mnie kolekcja pomalowanych donic zaobserwowana chyba na jakimś zagranicznym koncie na Instagramie. Zapewne mam gdzieś zapisany zrzut ekranu (jak zwykle, gdy wpadnie mi coś w oko), więc jak tylko go znajdę - z chęcią załączę tutaj odnośnik!
Jestem wygodna, lubię szybkie rozwiązania, które jednak są efektowne. Poniżej zamieszczam wzór stworzony przez siebie na donicy, który - jak widać - cechuje nikła (znikoma wręcz) powtarzalność poszczególnych pociągnięć. Ot, dla wygody, ale będę wmawiać, że taki był zamysł artystyczny.
5/23/2020
najczęstsze błędy w pracach studentów - Jak pisać? Czego unikać? Poradnik dla wszystkich piszących!
Źle stawiane przecinki? Potocyzmy? Pisanie nie na temat albo gubienie wątku? Mylenie pojęć, problemy z ortografią, a może plagiatowanie? Z jakimi błędami w pracach studentów spotykam się najczęściej? Czy da się ich uniknąć (szybka odpowiedź: tak!) i jak to zrobić? Zapraszam do sowiego poradnika!
Niektórzy
pewnie wiedzą, że pracuję m.in. na uczelni, gdzie jako doktor prowadzę
zwykle ok. 5 grup w roku akademickim (jako doktorant prowadziłam 3
grupy). Przez 6 lat nabywania przeze mnie doświadczenia jako prowadzący,
spotykałam się z różnego rodzaju pracami pisemnymi przygotowanymi przez
studentów - różnymi czy to ze względu na poruszaną tematykę, czy na
poziom, jaki reprezentowały. Cóż. Według mnie nie ma złego tematu
(oczywiście zależnie od tematu samych zajęć), może być jedynie źle
sformułowana praca, źle poprowadzone czy niewłaściwe wnioskowanie. W
pracach naukowych czy akademickich można pisać nawet o wulgaryzmach,
jeśli wie się, jak to robić. (To działa też w drugą stronę: nie zawsze
poważny i - wydawałoby się - ambitny temat będzie gwarantem sukcesu.)
Dzisiaj chciałabym pochylić się nad błędami, które studenci popełniali
(i wciąż popełniają) najczęściej.
5/09/2020
DIY: gra do nauki języków obcych - kilka propozycji
Do nauki języków obcych wcale nie potrzebujemy specjalistycznych gadżetów, kilku tuzinów fiszek poupychanych w kieszonkowych pudełeczkach czy nie wiedzieć jak wymyślnych gier kupionych za niemałe pieniądze. Sympatyczną pomoc naukową możemy stworzyć dla dziecka... sami. Z tego, co mamy w domu. Jeszcze nie przekonałam? No to watch me!
Do stworzenia gry zainspirował mnie podręcznik do nauki języka angielskiego mojego synka: "Explore Treetops 1" autorstwa Sarah M. Howell i Lisy Kester-Dodgson. Przy rozdziale 6 i nauce słownictwa z zakresu pożywienia autorki zaproponowały grę w wyrysowywanie w zeszycie zawartości swojej przykładowej śniadaniówki (szczegóły omówię w dalszej części wpisu). Ponieważ zaczynaliśmy wtedy edukację zdalną i mieliśmy tylko ogólne wytyczne, by powoli przerabiać materiał z zadanego rozdziału, czułam swobodę w wyborze zadań czy takim nimi żonglowaniu, by połączyć naukę z przyjemnością. Np. wspomnianą grą!
O co chodzi w grze z podręcznika?
Autorki proponują każdemu z graczy (w rzeczywistości dziecku, które ma przyswoić dany zakres słownictwa) wyrysowanie w zeszycie prostokąta, który ma być wnętrzem śniadaniówki. Ponieważ pierwszaki miały szczególnie zapamiętać sześć słówek z kategorii "jedzenie", każdemu z wyrazów-grafik przyporządkowano numerek z kostki do gry. Dziecko rzucało kością i musiało narysować w swojej śniadaniówce wylosowany w ten sposób pokarm, jednocześnie wypowiadając jego nazwę. Zabawę można było urozmaicić zadawaniem odpowiednich pytań czy odzywek w języku angielskim: "What do you have?", "I you have grapes!" i tym podobne. Ja nieszczególnie naciskałam na wypowiadanie przez moje dzieci całych zdań po angielsku, ale sama starałam się odzywać przede wszystkim w tym języku, by dzieci się osłuchały. Po chwili łapały w lot sens pytań, i mimo iż przeważnie odpowiadały mi po polsku, odpowiednie słówka coraz chętniej wymieniały na angielskie odpowiedniki!
Oczywiście, żeby z powodzeniem grać, nie musimy jako rodzice być certyfikowanymi znawcami języka angielskiego (czy jakiegokolwiek innego, którego chcielibyśmy nauczyć dziecko) - nie musimy wcale w trakcie gry mówić tylko w tym języku, pięknymi, pełnymi zdaniami. Na dobry początek wystarczy powtarzanie samych słówek i łączenie brzmienia wyrazu z jego graficznym odpowiednikiem. W podręczniku były podane przy okazji najprostsze zwroty (tutaj nauka czasownika "mieć"), więc wykorzystałam wiedzę podaną już, w zasadzie, na tacy.
Jak zapewne zauważyliście, nasza wersja gry różni się nieco od tej zaproponowanej w podręczniku. Zamiast rysowania poszczególnych przedmiotów przez każdego z graczy (o ile mój pierwszak może dałby sobie z tym radę, o tyle moja czterolatka niekoniecznie, a też bardzo chciała zagrać), zdecydowałam się stworzyć dzieciom gotowy zestaw kilku sztuk każdego przedmiotu. Wyrysowałam je na kartce (dla urozmaicenia wybrałam kolorowe, ze zwykłego bloku kupionego w Pepco) i wycięłam. Każde z nas stworzyło też własne śniadaniówki ze złożonej kartki A4. (Jednym z najprzyjemniejszych etapów było chyba ozdabianie swojego "pudełka". 😉) Dzięki temu gra nie miała charakteru jednorazowej (w sensie zapełniamy kartkę i "dziękuję", "do widzenia", miejsce wykorzystane, a kartka do wyrzucenia) i mogliśmy grać ciągle na nowo.
W szufladzie z przydasiami miałam jeszcze kawałek samoprzylepnych rzepów, wykorzystałam je więc, żeby umieszczane w śniadaniówce przedmioty nie przesuwały się tak łatwo i nie wypadały. Ten krok spokojnie można pominąć, jeśli nie dysponujecie takimi materiałami. Warto jednak kiedyś przy okazji rozejrzeć za rzepami samoprzylepnymi - to niepozorna rzecz, a wprowadza życie na wyższy poziom! W tym przypadku zwykła gra do nauki słówek zamienia się w zabawkę - "prawdziwą" śniadaniówkę, z którą można pójść do zmyślonej szkoły albo do wyimaginowanej pracy. Dzieciaki chętnie rzucały kośćmi, by zapełnić swoje pudełka jedzeniem, a potem szły do pokoju obok na "wyprawę w nieznane". Bo wiadomo - jak jest prowiant, żadna przygoda nie jest straszna!
wariant pierwszy: ŚNIADANIÓWKA
Czyli gra według wskazówek z podręcznika, z moimi małymi ulepszeniami (by była wielorazowa). W miarę rozwoju rozgrywki czy zaawansowania nauki można dodawać kolejne słówka, tworzyć kombinacje (np. grać z dwiema kostkami!).
wariant drugi: WALIZKA
Wystarczy w zasadzie przerobić śniadaniówkę na walizkę, przedmioty związanie z pożywieniem podmienić na ubrania czy przedmioty codziennego użytku i można zagrać w pakowanie się na krótszy lub dłuższy wyjazd! To będzie o tyle ciekawa forma zabawy (i nauki!), że w zależności od celu podróży, będzie można ją modyfikować. Czasem zwyczajnie pakować się na wakacje, innym razem w podróż służbową (Co zabrałby ze sobą do pracy lekarz albo policjant?).
wariant trzeci: SZAFA
Tego pomysłu nie było już w podręczniku, ale słownictwo dotyczące zabawek czy części ubrań już tak. Pomyślałam więc, że skoro tak dobrze nam się grało, zabawę można rozszerzyć. Tym razem kartkę A4 zagięłam tak, by powstała szafa (wystarczy zaginać powoli oba boki do środka, a gdy się spotkają - wyrównać i zagnieść drzwi papierowej szafy). W środku wyrysowałam półki, a z kolorowego papieru wycięłam wyrysowane grafiki potrzebnych słówek. Przedmioty dobierałam tak, by odpowiadały treściom z podręcznika synka, ale każdy może wybrać je według siebie, w zależności od potrzeb lub zainteresowań.
wariant czwarty (i kolejne)
Ten sposób zabawy sprawdzi się też przy nauce wyposażenia wszelkiego rodzaju miejsc/pomieszczeń. Możemy stworzyć ladę w sklepie, szafkę lekarską, rzemieślnika albo kuchenną. O, lodówka byłaby też fajną opcją!
Jak widać, pomysł Sarah M. Howell i Lisy Kester-Dodgson ma ogromny potencjał. Zwykła gra w zapełnianie śniadaniówki, która ma pomóc w nauce słówek, może rozrosnąć się do dużych rozmiarów, zmieniając w uniwersalną zabawę/zabawkę. To prawdziwie sowie rozwiązanie: sprytne, i do zrobienia w kilka minut!
5/06/2020
DO POBRANIA: KARTY ROŚLIN 🌱📝 - pielęgnacja, wymagania i potrzeby domowych roślin
Ile razy zastanawiałaś się, jak właściwie nazywa się ta zielona roślina, która stoi u Ciebie przy oknie? O ile niektóre nazwy łatwo spamiętać (zwłaszcza te zwyczajowe czy popularne, np. pieniążek), o tyle problem zaczyna się w momencie, gdy roślin nam przybywa, a i zaczynamy celować w okazy... rzadsze? Z rodzicem-botanikiem, co to przyzwoitości nie miał, jak zwał? No i wreszcie: jak połapać się w tych wszystkich potrzebach? Ta lubi zraszanie, tamta nie, ta musi mieć ciągle mokro, ale nie wilgotno, inna reaguje z miłością tylko na delikatne skropienie wodą... Ta w słońcu, tamta w cieniu, a ta-o! to w słońcu, ale takim nienachalnym, w sensie w świetle rozproszonym... Nooosz!
Spokojnie. Właśnie przychodzę z pomocą!
5/03/2020
DIY Ani z Zielonego Wzgórza - inspiracje "zrób to sam" z serialu "Anne with an E"
Serial Netflix o fantazjującej rudowłosej dziewczynce podbił serca widzów. Tytułowa Ania nie tylko wymyśla niezwykłe historie, które zaczarowują otaczający ją świat. Często wyobraźnia nie poprzestaje na snuciu opowieści; fantazja może objawić się w twórczych przeróbkach czy zaklinaniu zwykłych przedmiotów w wyjątkowe artefakty. Każdy, kto pozwoli dziecku na swobodną zabawę na podwórku, zrozumie, co mam na myśli - zwykły kamień stanie się magiczny, patyk przemieni w filar zamku, a szyszka w żyjącego stworka, z którym można prowadzić dialog. Podobnie w świecie Ani z Zielonego Wzgórza. Warto skorzystać z kilku pomysłów scenarzystów - inspirujmy się!
Skupię się na sezonach drugim i przede wszystkim trzecim. Wydaje mi się, że twórcy na tyle czuli się już zadomowieni w świecie Ani, że z większą swobodą łączyli smaczki-detale z fabułą. Ot, scenografia przestawała wyłącznie oddawać klimat tamtych czasów czy miejsca, stanowić tło dla akcji, ale i sama w sobie stanowiła momentami wartość dodaną serialu. Spójrzmy chociażby na wystrój domu ciotki Josephine w trakcie przyjęcia - po prostu... WOW! 🤯
Nie będziemy jednak musieli tworzyć aż tak rozbudowanych instalacji, których przygotowanie pochłonie mnóstwo czasu. (Nie oszukujmy się - na co dzień i tak zwykle musimy łatać dziury w harmonogramie spraw ważnych i ważniejszych, dodawanie więc sobie pracy byłoby... masochizmem. 🤷♀️) Moje dzisiejsze zestawienie to propozycje proste, najczęściej z materiałów, które dla większości powinny być na wyciągnięcie ręki.
#1: "tapeta" ze stempli z ziemniaków
To jest tak genialnie proste! Wystarczą połówki ziemniaka z wyciętym wzorem (lub wzorami, gdy np. chcemy stworzyć nieco bardziej złożony wzór, jak Muriel Stacy w swoim nowym domu w Avonlea). W serialu niemalże pokazano instrukcję DIY! Znajdziecie ją na samym początku 9. odcinka drugiego sezonu ("What We Have Been Makes Us What We Are").