8/31/2017

praca blogera od kulis - Jak powstają moje zdjęcia?

 - O, znowu się bawisz! - rzuca mój mąż, kiedy pokonuje drogę z kanapy do kuchni, mijając przy okazji mój "kącik biurowy" (czyt. wydzielony kawałek stołu, na którym spoczywa laptop, notatki oraz pudełko przydasiów). Moja "zabawa" to z reguły obrabianie zdjęć - dla postronnych zabawa suwaczkami i błahe decyzje: jaśniej czy ciemniej, mocniejszy kolor czy może bledszy, ten filtr czy jednak tamten, zastosować efekt albo nie? Takie tam, "głupotki". A nawet jeśli nie, jeśli taka korekta ma dla obserwatorów sens, to wciąż pozostaje w sferze przyjemności czy relaksu. Przecież lubisz robić zdjęcia, pracować na nich, tak? Czyli to hobby, nie praca!
Hmm. A jednak.

Zwykły wpis powstaje kilka dni. Przeważnie. To zależy od jego rodzaju - te z inspiracjami z sieci tworzę czasem podczas jednego wieczoru, ale jeśli chcę użyć cudzych zdjęć, pozostaje poszukiwanie kontaktu na stronie, pisanie wiadomości (zwykle po angielsku) i oczekiwanie na odpowiedź. Czasem dzień, czasem kilka dni, czasem mail zwrotny nie przychodzi w ogóle. A post na blogu wisi. I czeka.
Kiedy post ilustruję własnymi zdjęciami, muszę je zrobić. Oczywistość - prychacie. Ja wiem. Ale takie zdjęcia rzadko "robią się" "od razu". Czasem czekam na odpowiedni moment - np. światło, czasem na spokój w domu (i np. brak córci w pobliżu, która jest entuzjastyczną fanką fotografii i za każdym razem chce mi wyrwać aparat). Kiedy chcę zrobić jakąś "ustawkę" - najczęściej na podłodze albo oczyszczonym ze wszystkiego stoliku kawowym (są najlepiej oświetlonymi przestrzeniami płaskimi) - muszę mieć spokój; ostatnio pomaga mi Mały John, przytrzymując blendę (którą bez niego przytrzymywałam... kolanami). Potem zdjęcia obrabiam. Przycinam, kadruję, czasem wyrównuję linie horyzontu (by zdjęcie nie było krzywe). Rozjaśniam albo przyciemniam (częściej to pierwsze), dodaję jakieś efekty, jeśli akurat mam taki pomysł na zdjęcie. Następnie odpowiednia nazwa dla pliku (SEO), zmiana rozmiaru (pod blog) i... prawie można publikować. Prawie, bo zdjęcia trzeba jeszcze wkomponować w tekst. Ale to już inna historia...

Chciałam dzisiaj podzielić się kulisami powstawania zdjęć właśnie. Niby proste to takie - cyk! i jest. Niby żadna wielka filozofia. A jednak zajmuje czas i wymaga - czy to przygotowania przestrzeni, czy dogrania poszczególnych elementów. (Kiedyś faktycznie wystarczyło, że wyciągnęłam aparat, wycelowałam w obiekt, przyciśnięty wyzwalacz i już. Ale od tego czasu - a minęło kilka lat - wiele się zmieniło. Rozwijam się, uczę - dokumentację mojej drogi znajdziecie chociażby tutaj, na blogu. Wystarczy obejrzeć starsze wpisy i porównać moje zdjęcia sprzed lat z tymi obecnie.)

KULISY

...czyli gotowe, obrobione zdjęcie i fotografia-dokument tego, jak wygląda... szerszy kadr. Ekhm. Gotowi?

Robienie tego zdjęcia:


...wyglądało tak:


Uprzątnięty stolik (Po prawej, na kanapie, można zauważyć filcową podkładkę, która zwykle jest na stoliku, oraz... Pronto - przecież musiałam odkurzyć przy okazji! ;)), moje łapki w odpowiedniej pozie (Z podwiniętymi rękawami, przecież!) oraz dzielny małżonek w niewdzięcznej roli fotografa blogerki, co dość wdzięcznie przedstawili panowie w filmiku "Instragram Husband":


Dalej.

Robienie tego zdjęcia:


...wyglądało tak:


Marcik na stołku, co by flat lay wyszedł przyzwoicie, niebieskie plansze (podkradzione synkowi kartki do rysowania) rozłożone na podłodze i robiące za barwne tło (muszę sprawić sobie duże karty brystolu w różnych odcieniach) oraz przedmioty - tutaj łowy pokazane w ramach #zakupowyhaul.
Tak, to właśnie podłoga w pokoju mego syna. Wdzięczny towarzysz ostatnich sesji "z góry". Stół w pokoju dziennym się nie nadaje, bo stoi przy ścianie najdalej położonej od okna, a blat w kuchni zazwyczaj... zajmują kuchenne akcesoria i sprzątanie go wyłącznie do zdjęć zajęłoby za dużo czasu.

BLENDA

Niby zbędna, niby dobre zdjęcie można zrobić i telefonem (jeśli ma się dobry, mój się w tym przypadku nie sprawdza ;)), ale pomaga. Kupiłam sobie zestaw blend w ramach prezentu po-urodzinowego. Dzieciom najbardziej podoba się złota (odbija światło dzienne w sposób imitujący włączenie lampki), a ja najczęściej korzystam z białej. Jak działa? Poniżej znajdują się dwa zdjęcia tego samego obiektu; w obu przypadkach nie zmieniałam ustawień aparatu fotograficznego - efekt rozjaśnienia to wyłącznie zasługa blendy.


Jeszcze do niedawna musiałam radzić sobie z nią sama - najczęściej opierałam ją o udo, przytrzymywałam kolanem albo wykonywałam jeszcze innego rodzaju nożne akrobacje. Pewnego dnia z pomocą przyszedł mi synek. Robiłam właśnie zdjęcia w jego pokoju, więc siłą rzeczy młody zainteresował się aktywnościami matki. Gdy wskazał nierozpakowaną jeszcze blendę i zapytał, "co to", wiedziałam, że jego ciekawość można kreatywnie wykorzystać!



TŁA

Już powyżej można zauważyć, jak to działa: czasem rozrzucę jakiś kocyk, czasem kilka kolorowych kartek, najczęściej korzystam jednak z kartki ze wzorem w marmurek (widocznej zresztą na poprzednich zdjęciach) - o tej:


Tak, jest rozmiaru A4. Tak, jest mała. Dlatego też nadaje się do fotografii naprawdę niewielkich przedmiotów albo niewielkiej ich ilości (Zamierzam wybrać się do marketu budowlanego i kupić "marmurową" wykładzinę PCV - większa powierzchnia to większe pole manewru, ha! ;D). Kartkę "w akcji" można było oglądać np. we wpisie "przedwojenna cukiernia, czyli szelest skrzydeł białego kruka" (link TUTAJ):


OBRÓBKA

Najchętniej korzystam z darmowego programu dostępnego online: Pixl Express (TUTAJ). Jest intuicyjny, a z jego pomocą (zakładka "Effect") można włączać filtry jak w Instagramie. Jednak w odróżnieniu do popularnej aplikacji, w Pixl Express nie korzystam z całości efektu - zazwyczaj ustawiam suwak na 10% i jestem zadowolona ze zmian. Jak wyglądają takie drobne "retusze" (zwykle dotyczące jasności albo kolorystyki)?



Poniżej jedna z moich ulubionych "przeróbek", przy okazji jeden z moich pierwszych mockupów (wyjaśnię za moment). Po lewej "przed", po prawej "po". Nieźle, prawda? (tak, wiem, skromnością tu nie grzeszę ;)) Wykadrowałam/przycięłam, wyrównałam, rozjaśniłam i dodałam swoją grafikę.


MOCKUPY*

* Przy "polskim" czytaniu nazwy można się uśmiechnąć... Pamiętajcie: mockupy nie mają nic wspólnego z siłą stolca! ;)

Słowo-zagadka, jeszcze kilka miesięcy temu nie zdawałam sobie sprawy z ich istnienia. Sądziłam, że te wszystkie grafiki (przeważnie sprzedażowe, o! - "produktowe" będzie lepszym określeniem), prezentujące plakaty we wnętrzach lub grafiki z lotu ptaka (widok z góry na biurko itp.) każdorazowo były tworzone od podstaw. A tu nie. Nie zawsze, w każdym razie. Otóż istnieje możliwość pobrania tła, gotowej aranżacji, w którą wplata się jedynie (aż?) własną grafikę. Zazwyczaj wystarczy do tego Photoshop - wgrywamy odpowiedni mockup i w "niebieskie tło" dodajemy czy plakat, czy grafikę. Czasem tak sprytnie to wszystko wygląda, że efekty zgięcia kartki, wybrzuszenia czy cienie mamy już naniesione. Magia. Niestety, Photoshopa nie mam, a i nie wszystkie darmowe mockupy przypadły mi do gustu. Co zrobiłam? Stworzyłam je sama. Z własnych zdjęć.
 
Poniżej zaprezentuję drogę, jaką przeszło jedno z moich zdjęć, żeby stać się mockupem (wykorzystałam je potem do prezentacji grafiki z cytatem Virginii Satir).

Na początku była fotografia kartki, jaką posłałam jednej z klientek:


Filtr by Instagram - trochę za ciemny, zacieniony - ale wtedy tak mi się podobało.
Żeby przydało się jako mockup, rozjaśniłam zdjęcie, poprawiłam też kontrast:


Teraz pozostało usunąć grafikę kartki - stworzyć "blue screen". W moim przypadku biały - chciałam bowiem wykorzystywać zdjęcie w przyszłości jako tło dla własnych grafik, a te przeważnie są na białym tle właśnie.


Do tak przygotowanego mockupu dodałam własną grafikę:


Jak widać, nie wszystko jest tutaj idealne. Kartka nie jest na środku kadru, cień jest za mocny - pasował do brązowawej kartki pierwowzoru, tutaj już wygląda sztucznie. Poprawiłam więc i jedno, i drugie, a poniższa wersja pojawiła się na blogu we wpisie "psychologia o przytulaniu + grafika do pobrania" (link TUTAJ). Prawda, że o wiele lepiej?


Na podobnej zasadzie wplotłam już samą grafikę rąk w inne zdjęcie mojego autorstwa.
Efekt końcowy widzieliście we wspomnianym poście:


...a powstało ze zdjęcia poniżej:


Wydaje się, że to niewielka zmiana, prawda? Ot, zamiast pocztówki That Way z urokliwą pchełką (Lordem Pchłem?) przytulające się ręce. Otóż, żeby uzyskać taki efekt, musiałam najpierw usunąć poprzednią grafikę (dokładnie, nie naruszając konturów samej kartki), potem grafikę rąk przyciemnić do zastanej fotografii (pierwotnie moja ilustracja znajdowała się przecież na białym tle!) - najdokładniej w miarę możliwości - potem wyciąć ręce, wkleić, dostosować rozmiar oraz kąt nachylenia, a potem... dłubanie. Dopasowanie tła kartki do rąk (lub na odwrót) - nie ma tu bowiem jednorodnej kolorystycznie powierzchni, jest delikatnie przechodzenie kolorów jeden w drugi, cienie, ombre. To był najdłuższy i najbardziej żmudny fragment pracy nad tym zdjęciem; w powiększeniu, kiedy widać już piksele.


No. Jeśli więc jeszcze raz usłyszę kiedyś, że "tak się tam bawię" (w znaczeniu "a co ja tam robię, pierdółki tylko") - serio, lepiej żeby powtarzającego te bezeceństwa nie było w zasięgu mojego rzutu... czymkolwiek, co będzie pod ręką ;>. 

Na koniec, w ramach deseru, zdjęcie z kuluarów spotkania KOLOR ROKU 2017 Benjamin Moore #OkiemEksperta (które opisywałam TUTAJ) - na dowód, że nie wszystkie moje zdjęcia wymają retuszu ;). Poza lampą - główną bohaterką - możecie zobaczyć Magdę Motrenko z bloga Wnętrza-Zewnętrza oraz Monikę Pietras z GDEL&friends (o otwarciu showroomu pisałam TUTAJ).


PS. Ten post powstawał kilka dni. Możliwe, że uzbierałby się tydzień. Albo i dłużej.
PPS. Co teraz sądzisz o banalnej pracy blogera? ;) 

26 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję!
      A co zainteresowało Cię najbardziej? :)

      Usuń
    2. Obróbka zdjęć! :-)
      Ja podchodzę do tego bardzo amatorsko. Z jednej strony mi to już nie wystarcza, z drugiej strony mam poczucie, że blogowanie (a więc i zdjęcia) zajmuje zbyt dużo. Nie zarabiam na blogowaniu, więc wciąż jestem zawieszona pomiędzy "lepiej",a "łatwiej".
      Lecę po aparat zanim coś zjem. Fotografuję książki / gry w dziwnych miejscach (czekając na córkę na basenie, czy czekając na posiłek w knajpie). Staję na stołek, przesuwam koty, rodzinę. Wyrównuję narzutę. Kupiłam kolorowe kartony i plastikowe podkładki tylko do zdjęć. Jednym słowem: zwariowałam. A obrabiam zdjęcia w Picassie i już mi to nie wystarcza, a jednak nic lepszego (darmowego i po polsku) nie znalazłam.

      Usuń
    3. Heh, nie ty pierwsza wariujesz ;) Staramy się robić swoje lepiej - z kupowaniem przedmiotów do zdjęć to przesada, ale ja też to robię ;D mniej niż wcześniej, ale i tak mi się zdarza... Estetkami chyba jesteśmy - lubimy ładne, estetyczne, a jak uda się zdjęcie - co za radość! :D

      Polecam Ci Pixl, jeśli jeszcze nie próbowałaś :) Wersja Express (do której rzuciłam linka w poście) jest naprawdę intuicyjna (mimo iż anglojęzyczna). Wcześniej też obrabiałam za pomocą programu graficznego, ale brakowało mi "efektów" - tam są :) i światło możesz dodać, i np. światełka choinkowe, i jakiś tekst albo grafikę dodatkową (jeśli chcesz) i dużo innych :) Pobaw się - sprawdź, czy się sprawdzi ;)
      Co do czasu, masz rację... Szkoda, że nie da się go rozmnożyć :P "Lepiej" a "łatwiej"... Ech, chyba nie ma prostego przepisu... Gdyby był, każdy mógłby szybko dochodzić do poziomu master - świat byłby idealny :P (i dużo trudniejszy, bo każdy byłby na podobnym poziomie ;))
      Ja mam teraz problem z filmami... Próbuję je robić, ale darmowe możliwości montażowe przestają mi wystarczać :P A nie mam takiego budżetu, żeby inwestować w płatne... Więc doskonale Cię rozumiem ;)
      Odnośnie pierwszego zdania... Lubię nazywać siebie profesjonalnym amatorem :P PS. Dodatkowo słowo "amator" ma dwa znaczenia: ja zdecydowanie wolę to drugie - że jest się czegoś fanem, że coś się bardzo lubi ;)

      Uściski!

      Usuń
  2. Umówmy się-na świecie są przeróżne zawody, jedne mają kolosalne znaczenie dla świata i społeczeństwa, drugie nie. W której grupie jest praca bligera? Pytanie retoryczne. I nie ma co fukać, tak jest i już. Jestem blogerkà, więc znam to od kuchni jednak fakt, że napracuję się przy zdjęciach i poście nie czyni mnie nikim niezwykłym, to dalej jest, tak naprawdę, w ostatecznym rozrachunku tylko błahostka. Takie jest moje zdanie, ale rozumiem, że każdy chce, żeby jego praca traktowana była poważnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnęłam się, czytając to.
      Każda praca taka jest - tzn. każda, która nie ratuje życia. Czy piekarz, czy malarz, czy sprzedawca, czy urzędnik... Czy to znaczy, że nie należy traktować tych ludzi i ich pracy poważnie? Czy to znaczy, że oni się "bawią"? W każdym zawodzie dodatkowo występują ci, którzy traktują to poważnie i tacy, którzy to "zlewają". Są i artyści w swoim fachu, i ci, którzy nie przywiązują do tego wagi. Ja wolę traktować to, co robię, poważnie. Lubię to, lubię się do tego przyłożyć, miło byłoby myśleć, że idę w kierunku artystycznym, czyli kreuję, tworzę, wpływam na estetykę, czynię świat piękniejszym. A to już - wg mnie przynajmniej - jest ważne dla świata i społeczeństwa. Bo jasne - najważniejsze są pierwsze potrzeby. Ale jak już są zaspokojone, człowiek potrzebuje czegoś więcej... Piękna, sztuki, kultury... Uciech dla ducha. Nie bagatelizujmy tego tylko dlatego, że... no właśnie... że co?

      Usuń
    2. Oczywiście masz rację. Ja też uwaźam, że każdy powinien swój zawód wykonywać z zaangażowaniem i najlepiej jak potrafi. Niestety nie jest to tożsame z tym, że wszyscy będą mieli poważne podejście do naszej pracy, bez względu na to, jaka to jest praca. Gdybym chciała być zawodowym blogerem też przykładałabym się na maxa, ale czy to w jakiś sposób wpłynęłoby na postrzeganie tej profesji przez "świat"? Niekoniecznie. A sztuka rzeczywiście jest bardzo ważna w życiu człowieka! Sama uwielbiam i regularnie chodzę do teatru i na wystawy, cenię też wartościową fotografię, takà z przekazem. Mówię tu wyłącznie o swoim punkcie widzenia: dla mni blogi nie są czymś, co traktuję serio a flatlaye nie są artyzmem, pewnie dlatego, że to może "stworzyć" absolutnie każdy, nie trzeba do tego żadnych wyjątkowych predyspozycji i telentów. To trochę tak, jak z muzyką: nie każdy może być Mozartem, ale gwiazdą disco polo każdy😎

      Usuń
    3. To prawda - świat zawsze może myśleć swoje i czasami trudno walczyć z pewnymi poglądami.
      Nie do końca zgodzę się z jednym: robić dobre flatlaye, przy których odbiorca zatrzyma się na dłużej i będzie szczerzył sam do siebie (z poczuciem przyjemności), to wg mnie jednak sztuka ;) Niektórzy mają to może wrodzone, inni muszą wyrobić, ale jednak jakaś wprawa musi być :) Ale fakt - samo zdjęcie z góry to nic trudnego ;)

      Usuń
  3. Dziękuję Ci za ten wpis. Sporo świetnych rozwiązań i inspiracji, jak przygotowywać zdjęcia na bloga. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo!
      Mam nadzieję, że coś się przyda! :)
      Ściskam ciepło!

      Usuń
  4. O jesuuu tyle z tym roboty.Ja uzywam tylko photoscapea i tyle.Leń ze mnie śmierdzący;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam leń od razu! :P Jeśli Ci to wystarcza - why not? Ja jestem zakręcona na punkcie zdjęć, coraz bardziej się w to wciągam, więc to chyba naturalna droga ;) (Och, zrobiłabym chętnie jakiś kurs!)

      Usuń
  5. Bardzo fajny wpis, a przy okazji można podziękować za to, że chce Ci się te kilka dni kulać wpisy :) zatem, jako czytelnik tego bloga: dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :} Bardzo Ci dziękuję! Ale mi się przyjemnie zrobiło... Tak ciepło na serduchu... Dziękuję!

      Ściskam serdecznie! :)

      Usuń
  6. I taka jest cała prawda stojąca zwłaszcza za IG. Bo co my byśmy zrobił bez naszych insta mężów? :D Piękny post i mnóstwo pożytecznych rad.

    Ja muszę się wreszcie przekonać do blendy, bo leży u mnie nie wykorzystywana, a przecież tyle zaoszczędziłabym sobie czasu w postprodukcji i wyciąganiu cieni...

    Ściskam i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no właśnie :D Człowiekowi dnia dzisiejszego brakuje trzeciej (albo i czwartej) ręki do zdjęć, na których widać te dwie "tradycyjne" ;D

      Bardzo Ci dziękuję za ciepłe słowa... :>

      Ja na początku nie byłam przekonana do blend - nie widziałam za bardzo efektu, gdy "machałam" sobie białą... Dopiero na zdjęciu wyszła różnica. Czasem zależy to też od światła - ostatnio robiłam zdjęcie popołudniu i nie bardzo blenda pomogła... Nie miała czego odbić za bardzo, tak myślę...
      Trzymam kciuki w każdym razie! :) Metoda prób i błędów to chyba najlepsza szkoła ;)

      Uściski!

      Usuń
  7. Oglądanie kulis robienia zdjęć Instagramowych zawsze bawi :D Bo u mnie wygląda to bardzo podobnie! Albo wygonanie się z selfie stickiem, żeby uchwycić się w odpowiedni sposób, ale wykadrować drzwi i inne rzeczy na ścianie, żeby potem nie bawić się w photoshopie, tylko móc od razu wrzucić zdjęcie na Insta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, to prawda :D
      Gdy mąż robi mi zdjęcia (jak to pierwsze) lubię czasem strzelać głupie miny (bo mąż rzuca głupie komentarze :P - tak się droczymy potem ;))
      Albo uśmiech rozbawienia, gdy męczysz się z ustawieniem poszczególnych elementów, a potem nagle orientujesz się, że z tą swoją mega skupioną miną wyglądasz zabawnie (jak ja, gdy układałam te rzeczy na niebieskich kartkach xD)
      Grunt, że mamy przy tym dobrą zabawę ;)

      Usuń
  8. No i szacun na pokazanie kulis, dużo osób się pewnie by wstydziło przyznać, że to zawsze w pewien sposób nie jest prawda. W najnowszym wpisie wrzuciłam zdjęcie biurka - czy ono tak wygląda? Absolutnie! :D Gdzie podkładka pod myszkę, kabel od ładowarki, przewód do monitora, rulony papieru w kącie pokoju... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. #truestory! :D

      Prawda jest taka, że zawsze, kiedy kogoś do siebie zapraszamy, chcemy estetycznie dopiąć wszystko na ostatni guzik - czy siebie, czy dom ;) Chyba że znamy się z kimś na tyle dobrze, że nie robi nam to większej różnicy :P
      A gości mamy i w domu, i... na blogu ;) Jesteśmy gospodarzami danego miejsca i nie dziwi mnie wcale, że nie pokazuje się brudu czy nieuporządkowanej codzienności (chociaż czasem tak, przy takich naturalnych kadrach... gdzie otoczenie jest tłem, a pierwszym planem np. bawiące się dzieci...). Dlatego bawią mnie czasem komentarze, że "to wszystko nie jest prawdą", że się coś przekłamuje. Estetyzuje - tak. Czy przekłamuje...? Można długo dyskutować ;) Wydaje mi się, że elementy PR-u są wszędzie ;) A tym bardziej tam, gdzie sami wpływamy na to, jak nas odbierają...

      Poza tym kogo inspirowałby bałagan? Chyba nas samych do sprzątnięcia :P A takie zdjęcie ślicznego kącika biurowego motywuje ;) I nas, i czytelników ;) I wygląda pięknie przy tym...

      A ja już od jakiegoś czasu myślałam nad postem tego rodzaju - bo zabawne czasem te scenki "od kuchni" ;)

      Usuń
  9. Obróbka...ja mam czasem problem już na etapie wyboru zdjęcia, bo to się napstryka tryliard klatek, a potem sobie wybierz taką która akurat dobrze wyszła i jeszcze ci się podoba ;) kocham blogować!!! xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, racja! :D
      Czuję to zwłaszcza wtedy, kiedy mam wybrać zdjęcia do rodzinnej fotoksiążki - pierdyliard ujęć, niby wybieram tylko te, które wyszły najlepiej, a potem i tak wychodzi, że z danego miesiąca mam ok. 100-300 zdjęć do wywołania :P I weź tu zrób jedną książkę z całego roku - Mission: Impossible! xP

      O tak, ja również! Piątka! :D

      Usuń
  10. Wszystko się zgadza. Choć ja moje blogowanie póki co traktuje nie zarobkowo tylko hobbystycznie. Ale prawda jest taka, że trzeba się trochę przy tym napracować. I czasem się mnie pytają: "po co ci to? "że tobie się chce" i takie tam...a ja zawsze odpowiadam "bo lubię";)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, odpowiadam tak samo ;)
      To jest też tak, że mąż np. pozwala mi na to moje blogowanie, bo coś z tego czasem mam - jednocześnie denerwuje się, kiedy pracuję nad wpisami, obrabiam zdjęcia... Ale prawda jest taka, że żeby były jakieś profity, to człowiek też musi dać coś z siebie, zapracować sobie na to... Na jakość chociażby... Na swój styl... A to wszystko jest pracą ;) Miłą, ale jednak trochę się namęczyć trzeba ;) (właśnie obrabiam zdjęcia do wpisu o Batmanowskich urodzinach mojego syna - nie chce mi się momentami, dużo tego, a trzeba tu podpisać, tam wymyślić słowa-klucze, tu wielkość, tam jeszcze co innego... Do tego uporządkować to, jakoś ułożyć w formę wpisu mającego ręce i nogi... I walczę z wewnętrznym leniem, żeby np. nie odpisywać na komentarze :P, a pracować... Jak widać, nie zawsze wygrywam xD)

      Usuń