5/08/2018

tapeta w pokoju dziecka + trzy sposoby tapetowania we dwójkę - projekt "POKÓJ BRATA I SIOSTRY" (cz. 7)

Mamy to! - krzyknęłam do siebie, kiedy odeszliśmy z mężem na pewną odległość, by z dystansu podziwiać efekt naszej pracy: wytapetowaną ścianę w pokoju dzieciaków.



Już na etapie projektu wiedziałam, że jedna ze ścian - ta z drzwiami - ma zostać pokryta tapetą. Przy dominującej bieli (na ścianach i na podłodze) wydało mi się konieczne wprowadzenie jakiegoś urozmaicenia. Wiadomo, to i tak miało się pojawić w formie mebli czy zabawek, ale nie chciałam, by wszystkie ściany były... puste.

Z początku planowałam ścianę w klimacie retro: jakąś kwiecistą, wzorzystą tapetę, która wprowadziłaby do pokoju odpowiedni klimat. Kiedy jednak pokazałam dzieciom swoje typy - w tym jedną z tapet, która już kiedyś chodziła mi po głowie (zobaczyłam ją dawno temu na jakimś blogu i oczarował mnie pomysł wyrysowanych na ścianie ramek, które można potem zapełniać dziecięcymi malunkami i tworzyć w ten sposób naścienną galerię), nie było odwrotu.
 - Mamo, mamo! Tę, wybieramy tę! - zawyrokował w imieniu swoim i siostry Mały John, wbijając palec wskazujący w monitor. Padło na tapetę Kids@Home 5 52050 marki Graham&Brown (wizja malowania po ścianie niezwykłe syna uwiodła). Ok. Zmierzyliśmy ścianę, wykalkulowaliśmy ilość potrzebnej tapety, a gdy ta doszła, mogliśmy działać!


 
Tak wyglądała naga (pusta, smutna, "szpitalna" - jak stwierdziliby niektórzy) ściana:


A tak nasze przymiarki:




Okazało się, że na każdą część ściany (po prawej i po lewej stronie drzwi) potrzebujemy jedną całą szerokość rolki + odcinek ok. 30-centymetrowy. Szczęśliwie ten wzór tapety pozwalał na docięcie wewnątrz w taki sposób, że uzyskaliśmy rolki o szerokości kolejno ok. 30 cm właśnie i ok. 20 cm. Idealnie! 





Skoro mieliśmy już przygotowane, czyli docięte fragmenty rolki - każdy odpowiednio długi, z wyrównaniem do ramek (nie chciałam urywać wzoru w "połowie", wolałam zachować wrażenie całości), mogliśmy przystąpić do tapetowania.

Po raz kolejny (po ścianie magnetyczno-tablicowej, o której jeszcze opowiem) użyliśmy kleju marki Quelyd (COLLE TOILES DE VERRE AVEC INDICATEUR COLORÉ), który wyjątkowo usprawnił cały proces, posiada bowiem piękny, różowy kolor, który jest jednocześnie wskaźnikiem grubości nakładania. Ot, pokrywasz tapetę klejem i dzięki rzucającej się w oczy barwie wiesz, które miejsca posmarowałeś za cienko, które mocniej. Które wymagają wyrównania, a które np. dołożenia kleju. Po kilku chwilach róż blaknie i znika (klej zostaje ;)). Nie trzeba niczego mieszać, produkt jest gotowy do użycia tuż po otwarciu pojemnika. Mega wygoda!


Ponieważ było to moje pierwsze tapetowanie (męża któreś z kolei, ale nie lubi on tego), stosowaliśmy przy każdym kolejnym fragmencie tapety różne sposoby nakładania kleju, w efekcie czego wysnuliśmy kilka wniosków i wyłoniliśmy (chyba) naszego prywatnego faworyta. A ponieważ mili z nas ludzie, towarzyscy i uczynni, wiedzy tajemnej niedawno w pocie czoła i z bólem mięśni nabytej nie zamierzamy trzymać w szufladzie (tudzież sejfie opancerzonym). Podzielimy się nią z Wami!


trzy sposoby tapetowania w parze

#1 - ręka za ręką

...czyli "wyścigi". Posuwaliśmy się po dłużej połowie rolki tapety, by potem zawrócić i kontynuować pracę w drugą stronę. Jedna ręka z pędzlem "goniła" drugą.

ZALETY: tapeta leżała w miejscu, nie przemieszczała się, bowiem na każdym etapie pokrywania klejem (może poza samą końcówką) mogliśmy przytrzymać ją w suchym miejscu
WADY: szło powoli, bardzo powoli


#2 - dłoń obok dłoni

...ciało obok ciała, ach, jak romantycznie. Przyjmijmy, że strzałka pomarańczowa to dłoń mojego męża z pędzlem pokrytym klejem, a różowa to moja. Każde z nas pokrywało połowę tapety i szliśmy równym tempem (a przynajmniej staraliśmy się, by tak było) w kierunku drugiego końca roli.

ZALETY: praca szła stosunkowo szybko, a my byliśmy blisko siebie - działaliśmy prawdziwie partnersko
WADY: tapeta marszczyła nam się, zginała w miejscach silniejszego pociągnięcia pędzlem (nie mieliśmy jak przytrzymać jej w miejscu malowania)


#3 - ty z jednej, ja z drugiej


...czyli spotkamy się w połowie. Każde robi swoją część, a na środku... można dać sobie całusa - jak Lady i Trump w "Zakochanym kundlu" ;).

ZALETY: praca szła szybko
WADY: i tutaj bywało, że tapeta marszczyła się, niemniej zdarzało się to rzadziej niż w przypadku metody nr 2


EFEKT KOŃCOWY












Wytapetowanie 4 metrów kwadratowych zajęło nam - razem z przygotowaniem - trzy godziny. Jeśli chodzi o koszt tapetowania w przypadku zamówienia ekipy, waha się on od 10 do nawet 44 złotych za metr kwadratowy (dane dla Katowic, z jednej ze stron w sieci). Najczęstszymi kwotami, jakie pojawiały się na stronach, były 12 lub 16 złotych - uśredniając, 14 złotych za metr kwadratowy. Wynajęcie ekipy kosztowałoby nas wówczas ok. 56 złotych (jeśli trafilibyśmy na opcję tańszą). Szczerze? Już lepiej chyba zrobić to samemu. Musieliśmy co prawda przesunąć meble (a przy tym opróżnić regał, co było zajęciem dość żmudnym i przypomniało mi trzy miesiące przepracowane w księgarni), ucierpiała także malowana biała podłoga, ale... efekt końcowy podoba mi się, a Mały John tuż po wejściu do pokoju zapytał, gdzie są flamastry lub kredki. Ech. Szczęśliwe dziecko - szczęśliwi rodzice, prawda? ;)


poprzednio w projekcie "POKÓJ BRATA I SIOSTRY":
 

Wpis powstał we współpracy ze sklepem tapetuj.pl.

8 komentarzy: