4/27/2016

SILESIA BAZAAR Kids vol.2 - kreatywne marki

W niedzielne, wczesne popołudnie weszłam na teren targów i doświadczyłam swoistego déjà vu: to już widziałam, to już znam, temu zrobiłam zdjęcie na poprzedniej imprezie... No właśnie. W mojej ręce spoczywał aparat gotów uwieczniać twory ludzkich rąk, piękne przedmioty dedykowane najmłodszym,  a tu... konsternacja. Jakiś dziwaczny popłoch - że wrócę do domu z kilkoma ujęciami, właściwie na pocieszenie czy dowód, że tam byłam i aparat miałam. Tak było z początku. Po chwili uzmysłowiłam sobie, że jako swego rodzaju stary wyga, bywalec, muszę być na to przygotowana i zmienić podejście. Dzisiaj zabraknie więc fotorelacji z imprezy jako całości. Skupiłam się na tym, co mnie zaintrygowało, przyciągnęło wzrok, co się wyróżniało. Nie zobaczycie więc mnóstwa ubranek z podobnych tkanin, asortymentu stoisk sklepów internetowych (choć nie brakowało tam przedmiotów wyjątkowych; dla przykładu, pomacawszy króliki Maileg, wiem, że biada mi, oj biada - albo raczej mojemu portfelowi) czy maskotek, które prezentowałam przy okazji poprzednich wpisów. Szukałam powiewu świeżości, czegoś, co mnie zaskoczy, wyrwie z poczucia, że już tu kiedyś byłam. Nie pokażę więc stoiska Lamamy (och, to ten szary bloomers, który ma Lady Marion!), nie zatrzymam się dłużej przy workach-plecakach turpis (cudnych; jednego wzięłam na Guga Kids Design Festival do domu - nie mogłam inaczej), nie zaprezentuję uroczych i zalotnych lisic od MiMiu (które oczarowały mnie na pierwszej edycji imprezy i czarują nadal). Do niektórych sprzedawczyń uśmiechałam się jak idiotka (uśmiechem wyrażającym: Dzień dobry! My się znamy! Pani produkt/y mają się u mnie dobrze, zaprzyjaźniliśmy się! Świetnie znów Panią widzieć, powodzenia!) - turpis, ekoubranka - wybaczcie te wyszczerzone zęby i błyszczące oczy matki-wariatki; powinnam była podejść, powiedzieć na głos to, co wtedy szybko przebiegało mi przez głowę... Następnym razem się poprawię!

A teraz do rzeczy...

Na początek to, co mnie totalnie oczarowało. Dziuki to firma spod Poznania, piękne sukienki-fartuszki z haftowanymi główkami leśnych zwierząt. Prócz tego jeszcze czapeczki, worki-plecaki, kamizelki, ale to właśnie sukienki skradły moje serce.









Pozostańmy przy sukienkach. Mamunio przyciągnęło wzrok mój i siostry ślicznymi kurteczkami z kwiecistą podszewką. Do tego klasyczne ubranka, bardzo dziewczęce (również w wersji dla mam), wzbogacone detalami, które właściwie robiły cały efekt. A to guziczki na plecach, a to oryginalny i piękny kołnierzyk. Rozmarzyłam się i chciałam spróbować pokręcić się w tej błękitnej sukience...






Jeśli już jesteśmy przy marzeniu i bujaniu w obłokach... Id craft to petarda. Poważnie! Stoisko inne niż wszystkie, wyróżniające się formą, wybujałością pomysłów. Wszystko spójne, począwszy od produktów (baśniowych sukienek i dodatków, oryginalnych i jedynych w swoim rodzaju - nie bez przyczyny zresztą każda rzecz oznaczona jest metką jedyna taka SZTUKA*), poprzez dekoracje (firanki, światełka, wstążki, piórka i inne), skończywszy na najbardziej niezwykłych wizytówkach-ulotkach, jakie widziałam. Brawo!
Na ulotce i stronie internetowej znaleźć można "opiekuńczy" cytat - słowa Jeremy'ego Scotta: Według mnie, luksus nie wiąże się z ceną, tylko z wyjątkowością. Jeśli coś występuje rzadko i zostało stworzone z określonego powodu, stanowi towar luksusowy. Coś w tym jest, prawda?

* Wydaje się, że słowo "sztuka" zostało tu użyte nieprzypadkowo; to nie tylko pojedynczy egzemplarz, sztuka właśnie, ale i dzieło sztuki!













Teraz wyjaśniło się, dlaczego nie ma za wielu (Do tej pory żadnych?) filmików na blogu. Niełatwo jest zachować powagę przy komentującym trzylatku - moim prywatnym krytyku artystycznym i głównym spikerze.


Fifi Studio ujęło mnie poduchami-maskotkami z grafikami, których nie widziałam nigdy wcześniej. Autorskie, urocze, zabawne. Polskie górskie szczyty uśmiechające się łagodnie, rysunkowe lisy lub... narzędzia (miękki młotek, wiertło i tym podobne). Druk cyfrowy, w pełni bezpieczny i trwały. Można poprzestać na poduchach lub skompletować cały motyw przewodni pokoju dziecka.





Do tej pory omijałam maskotki robione na drutach czy szydełku, to nie była moja bajka. Do czasu, aż zaczęłam się im przyglądać; z lekko przymkniętymi oczami i zmarszczonymi brwiami, podejrzliwie, ale zawsze. Zaczęło się od drobnych akcentów, np. skrzydełek sówek od Gu - elementów świetnie komponujących się z resztą; pomyślałam wtedy: Świetnie to wygląda! A jeśli taki drobiazg wypadł nieźle, dlaczego większe nie mogły?
Szanuję i doceniam każdy rodzaj rękodzieła, którego nie jestem w stanie zrobić sama. (Tj. doceniam i te, które powstały znaną mi techniką, ale w przypadku tych wymienionych w pierwszej kolejności czuję coś w rodzaju zachwytu magiczną sztuką, z dziecięcym: Ojaaa! Jak to zrobiłaś?!) Właśnie tak jest z tymi maskotkami... Uroczymi i wyjątkowymi. Chciałabym umieć wydziergać takie synkowi albo córce... Póki co pozostaje mi podpatrywać i nabywać prace innych, m.in. przekochanego niebieskiego słonika od Fluffy Colours. A poniżej zdjęcia ze stoiska SoftDecor. Ten krokodyl z rozdziawioną paszczą, Reksio, świnka z zakręconym ogonkiem!








Na zakończenie muszę wspomnieć jeszcze o jednym stoisku, a właściwie bohaterze, który wyłaniał się z tłumu maskotek. Wielki, dostojny, być może zmęczony atmosferą targów, pluszowy smok usnął smacznie na jednej z półek. Mieć takiego w domu i móc się do niego przytulić? Bajka! Jego mama to Wełna&Bawełna.



Uff, to tyle. Na halę weszłam z poczuciem rezygnacji i rozczarowania, a opuszczałam ją pozytywnie podbudowana. Ludzi kreatywnych nie brakuje, cieszę się, że mają możliwość wdrażać w życie swoje projekty, realizować się w twórczej pasji. I że mamy targi, dzięki którym można poznać te niesamowite przedmioty, obejrzeć je z bliska, przekonać się, że stosunek ceny do produktu nie jest wytworem czyjejś wybujałej fantazji, a wypadkową pracy i włożonego w nią serca!


zobacz również:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz