12/07/2015

pierniczki św. Mikołaja (najlepsze)

Ten przepis miał pojawić się wczoraj, ale niedzielę całkowicie zdominowało rodzinne świętowanie; wpierw z jednymi dziadkami, potem z drugimi... Ze słodkościami, uśmiechami i rozrywaniem kolorowego papieru. Dzień był długi i skończył się o wiele później, niż zakładaliśmy, ale zasypialiśmy z uśmiechami na ustach, nastrojeni na grudzień i wprowadzeni w magię nadchodzących Świąt.

Na szczęście, te pierniczki zdążą jeszcze na Boże Narodzenie.




Przepis znalazłam w książce "Cukiernia Lidla. Przepisy mistrza Pawła Małeckiego"; namówił mnie na pieczenie synek, gdy w pewien gorący sierpniowy dzień przewrócił kilka stron książki, zatrzymał się na fotografii świątecznych pierników, wymierzył w nie palec i rzekł stanowczo: "To c[h]ie!"
Nie było wyjścia; piekłam więc pierniczki w sierpniu (efekt możecie zobaczyć TUTAJ) i dobrze się stało, bo przekonałam się, że to najlepsze pierniczki, jakie udało mi się zrobić. Korzystałam do tej pory z kilku przepisów, nigdy jednak nie byłam tak blisko smaku zapamiętanego z dzieciństwa: okrągłych pierniczków pokrytych lekko prześwitującą lukrową polewą, które babcia kupowała w ilościach niemalże hurtowych. Miękkie, ale i odpowiednio twarde, o zrównoważonym smaku, który nie zbaczał niebezpiecznie w kierunku ciastek stricte korzennych. Nareszcie udało mi się odtworzyć ten smak w warunkach domowych!





Pierniczki ozdobiłam z pomocą lukru wyciskanego z małej tubki - w zeszłym roku znalazłam takowe w sklepie na Słowacji, ale widziałam podobne i w naszych sklepach, więc szukajcie. Zawsze też można użyć domowego lukru królewskiego wyciskanego z rękawa cukierniczego (jeśli nie mamy takiego, możemy uformować stożek z papieru do pieczenia i obciąć jego końcówkę - to będzie taka nasza domowa wersja). Wzory? Dowolne. Ja postawiłam lekko zaszaleć i spróbować koronkowej roboty oraz budowlanki. Inne pomysły przypinałam na wirtualną tablicę, o tutaj:

Przy okazji dzielę się nowym nabytkiem (Uwielbiam sposób, w jaki macierzyństwo zmienia kobiece podejście do zakupów: cieszą już nie tylko te czynione dla samej siebie, przede wszystkim frajdę sprawia kupienie czegoś ładnego dla dziecka! A jeśli dodatkowo jest się blogerem oscylującym wokół tematyki wyposażenia domu... Nic nie cieszy tak bardzo, jak nowy talerz z melaminy. Szlag! :P). Talerze od Smiling Planet są urocze; delikatne, nienarzucające się grafiki okraszone zabawnym tekstem od razu skradły moje serce. Dodatkowo przekonał mnie wysoki rant, który gwarantuje, że jedzenie nie tak łatwo opuści talerz (Mamy podobne w domu, ceramiczne, sprawdzają się przy posiłkach Małego Johna idealnie!). Jedyny mankament: widać po nich, że są plastikowe. Z wysokogatunkowego plastiku, to fakt, w pełni z recyklingu (i do recyklingu) - bomba, nie zawierają szkodliwych substancji i są wykonane z dbałością o szczegół - mega, ale daleko im do produktów Rice czy nawet Petit Jour Paris; bo o ile w przypadku tamtych wybredny mój Małż pominął zakup milczeniem, tak przy tych pokręcił głową i musiał z siebie wyrzucić: "No ale plastikowe...?!" Z uwagi jednak na wszystkie wymienione wcześniej plusy (talerze można też myć w zmywarce), przymykam oko na wszystko inne. Synek dostał talerz z kotkiem, córcia z myszką; to nic, że na razie z obu korzysta Pierworodny. Niech testuje, a co!







11 komentarzy:

  1. Dobra, koronkowa robota! Ta kamieniczka rewelacyjna jest, gratuluję zmysłu budowniczego (?) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! :D
      Heh, nie pogardziłabym mieszkaniem w takiej kamienicy xD W jakiejś angielskiej dzielnicy jeszcze, na przykład... ;D

      Usuń
    2. Mówią, że marzenia się spełniają... ;)

      Usuń
    3. Rozbudziłaś nadzieje... ;> Teraz to już w ogóle w świątecznym nastoju jestem... ;)

      Usuń
  2. A ja chciałam złożyć najszczersze życzenia z okazji Mikołaja, (święto niby dla dzieci, ale czasem można pofantazjować :) ) dużo prezentów, miłości i powodzenia w bloggerowaniu ;) Całuski od Pastelowego domku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ciągle i uparcie obstaję przy tym, że główną zaletą rodzicielstwa jest przeżywanie po raz drugi dzieciństwa, w tym mikołajek! A co! Że niby tylko dzieciaki mają mieć frajdę? A to czemu? :P
      Dziękuję Ci bardzo za życzenia :> Przekochana Ty... Tobie również życzę wszystkiego, co najlepsze. Ciepła w serduchu, byś zawsze czuła się spełniona i by uśmiech sam rozjaśniał na Twojej twarzy - tak bez powodu, po prostu - bo jesteś szczęśliwa... :>
      Wszystkiego dobrego!

      Usuń
  3. Też mam tą książkę, ale wstyd się przyznać, że jeszcze z niej nie korzystałam... ;) Smakowicie wyglądają te pierniczki. Muszę koniecznie upolować taką tubkę z cieniutką końcówką i zagnieść w końcu to ciasto :) Pozdrawiam. Sylwia whitegreypastels.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myśmy z mężem znaleźli w niej przepis na knedle ze śliwkami - poprzednie przepisy nie dawały rady, a tamten wyszedł świetnie, więc byliśmy zachwyceni :) Potem wyczytałam w sieci niepochlebne opinie o książce, że beznadziejna, że niedobre rzeczy wychodzą, że tylko ładnie wydana, że jedynie zdjęcia apetyczne. A tu proszę - knedle wypróbowane, pierniczki wypróbowane, coś tam jeszcze też upichciłam, z tego, co pamiętam, i wszystko wychodzi... Więc polecam i zachęcam do spróbowania :)
      Takie tubki widziałam chyba w Lidlu... Podobne do tych pisaków kolorowych z dr Oetkera, ale nie jestem pewna, czy też z tej firmy...
      Smakowitości życzę, w każdym razie! :) Niech Ci się upiecze! ;D

      Usuń
    2. No po takiej rekomendacji to już muszę coś upichcić z tej książki ;)

      Usuń
  4. No niee, jaka piękna fasada kamienicy! Jeśli tylko zachce mi się w tym roku piec pierniczki, to zerżnę ten pomysł bez żenady! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ proszę uprzejmie! ;) Ja sama zerżnęłam fasadę - trochę od samej siebie, trochę od innych... ;) Pomógł mi mój stary wpis: http://marta-nefertari.blogspot.com/2013/05/kartonowe-kamieniczki.html. Może i Tobie się przyda? ;)

      Usuń