W poprzednim poście zatytułowanym w ten sposób (TUTAJ) pokazywałam, w jaki sposób rozgościł się w naszym pokoju dziennym kosz Mojżesza, a w nim nasza mała córeńka. Córeńka jednak rosła i po pięciu miesiącach kosz zaczynał być dla niej ciasnawy. Natura wie, co robi, bowiem w lipcu miała urodzić się kolejna przedstawicielka płci pięknej i użytkowniczka kosza - jego wymiana na łóżeczko zbiegła się więc w czasie z ponownym cudem narodzin. I tak Marion dostała większe łoże, a pewna Mała Iskierka mojżeszowy kosz.
Jak wygląda łóżeczko Marion odnowione przeze mnie i teściową, pokazywałam TUTAJ (stare-nowe łóżeczko dla niemowlęcia, czyli o malowaniu łóżeczka ze szczebelkami). Dzisiaj obiecany wtedy wpis, czyli szersze kadry, choć może nie tak szerokie, jak można by się spodziewać. To będzie post jedynie inspirowany elementem wyposażenia wnętrza, łóżeczkiem. Kiedy patrzę na poniższe zdjęcia, wychodzi... lifestyle'owy. W klimacie publikowanych tu migawek - ktoś je jeszcze pamięta?
Lubię patrzeć na te zdjęcia, bo dobitnie pokazują, że miejsce bez wypełniającego je człowieka jest puste, jest niczym - bez swojej historii, opowieści, narracji snutej przez wdechy i wydechy, uśmiechy albo ciche kwilenie... Bez ciepła czyjegoś ciała, bez dotyku małych rączek i dużych dłoni... Takie łóżeczko, dajmy na to... To tylko przedmiot, ale nabiera dużego sensu z kimś wewnątrz. Jak każda inna rzecz, którą się użytkuje, a użytkując, nadaje duszę. Jak Dom w ogóle.
Jak widać, łóżeczko zajmuje więcej miejsca niż kosz Mojżesza. Do teraz zagadką jest dla mnie, gdzie stanie choinka (poprzednio stała właśnie na miejscu łóżeczka), ale póki co lepszego miejsca na łóżeczko nie ma. Marion budzi się w nocy, a nam jest wygodniej mieć do niej bliżej; poza tym dzięki temu Mały John ma też spokojny sen... Kiedy młoda dorośnie na tyle, by samodzielnie wdrapywać się do łóżka i z niego schodzić, zostanie przydzielona do pokoju brata (który czeka już na łóżko piętrowe). Póki co, trochę nam może czasem ciasno, ale na pewno przytulnie.
Uwielbiam to połączenie kolorystyczne: cottonlightballs, książki, obrazki z ramkach, worek na zabawki uszyty przeze mnie (więcej o nim poniżej), ubranka Marion... Ten kącik jest wesoły!
tego ptaszka uszyła moja Mama
Na zdjęciach można zauważyć uszytą przeze mnie okrągłą poduszkę z tweedu: Tweeddy (post o niej znajdziesz TUTAJ). Na zdjęciu poniżej jest jeszcze Śniąca Luna (post o tej poduszce TUTAJ), ale Marion szczególnie upodobała sobie pompon, który namiętnie skubała, uszczuplając go. W celu ratowania Luny, przeniosłam ją do pokoju MJ-a...
Tak, jestem fetyszystą małych stópek... Co będzie widać jeszcze w tym wpisie... ;)
Nic nie poradzę... Podobno obcałowywałam maleńkie nóżki mojej siostrzyczki - tak samo robię ze stópkami swoich dzieci. Trochę zalatuję Szymonem Majewskim, co?
Jeden z minusów stawiania łóżeczka niemowlęcego w pokoju dziennym: bliskość telewizora. Wieczorem zasłaniamy go kocykiem, ale Marion jest sprytniejsza. Kiedy puszczają "jej" serial czy program, uparcie go ściąga, szczerząc się do nas bezczelnie. Innym razem nawet nie mrugnie, nawet nas nie zauważy - bo przecież co dziwnego w tym, że starszy brat już śpi, a ja oglądam?
Worek to wypadkowa chwili. Materializacja powiedzenia "Potrzeba matką wynalazków". W pewnym momencie skromniutki zbiór zabawek Marion urósł do rozmiarów większej kupki, której nie dało się nigdzie upchać w całości; zwyczajnie potrzebne było na niego miejsce. Wyciągnęłam z szafy surówkę bawełnianą i podomkę kupioną w secondhandzie z uwagi na sympatyczny wzór - nadała się idealnie!
Właśnie tak wymyśliłam sobie ten worek: z zewnątrz surowy, wewnątrz wzorzysty. Pomysł na wstążki narodził się w fazie produkcji i wdzięczna jestem głowie za ten pomysł - wygląda świetnie!
Wiem o co chodzi z tymi stópkami. Wielokrotnie budziłam moje dzieci, bo nie potrafiłam przejść obojętnie obok nóżek wystających zza szczebelków. One są taaaaakie słodkie. Zazdroszczę Ci takiego małego szkrabika w domu, przy Marion moje dziewczyny wydają się już prawie dorosłe.
OdpowiedzUsuńUff, ulżyło mi! Już myślałam, że to ze mną jest coś nie tak :P
UsuńOj, łapię się na tym, że momentami zaczynam się bać nadejścia chwili, kiedy już mi te moje stópeczki małe zrobią się większe... Johnek już tak zmężniał, niedawno wyrósł niemal ze wszystkiego... Rosną na naszych oczach normalnie, a my nic nie możemy zrobić... ;)
Worek jest genialny.Przygarnęłabym taki do łazienki lub sypialni.Ps.Stópki Marion boskie😊
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie! :)
Usuń;> :*
Moja siostra ma bzika na punkcie dziecięcych stópek - zawsze kiedy przyjeżdża zdejmuje mojej młodszej (choć już ma dwa lata) i bawi się jej nóżkami ;) Pewnie zaraz jej przejdzie i będzie wyczekiwać kolejnego dziecka w rodzinie z malutkimi stópkami :)
OdpowiedzUsuńWorek przy łóżeczku świetna sprawa :) Zabawki zawsze pod ręką i pomaga utrzymać cały ten zabawkowy rozgardiasz w ryzach ;)
:D Przybij jej piątkę w moim imieniu! ;D
UsuńOooo tak - dzisiaj nie wiem, jak bym sobie poradziła bez niego... Ratuje!
Wspaniałe wyrko, super poduchy, ale córa ♥ prześliczna :)
OdpowiedzUsuń:D
Usuń(głupio się szczerzę, wiem, ale tak mi miło na sercu :D Dziękujemy!)