2/12/2018

Biblioteczka Pani Sowy (cz. 2)

Zapraszam do cyklu poświęconego książkom. Tym, które ostatnio przeczytałam sama dla siebie - wyjątkowo nie będzie dzisiaj słowa o książkach dla dzieci (takich typowo dziecięcych).

ostatnio czytane:

"Make photography easier" Katarzyna Tusk
 

Kiedy na blogu Kasi dostrzegłam, że wydała książkę o kulisach fotografowania, poczułam motylki w brzuchu i jedno wielkie podniecenie. Zdjęcia z MLE niezwykle mi się podobają - jedne mniej, inne bardziej (Sesja na plaży w beżowym płaszczu! - jak z filmów Hitchocka!), ale faktem jest, że to przeważnie one przyciągają mnie na blog od dobrych kilku lat, regularnie, a więc coś jest na rzeczy.
Sama książka nieco mnie rozczarowała. Liczyłam na twardą oprawę - jak przy "Elementarzu stylu" - i się zawiodłam. Okładka jest miękka, co sprowadziło książkę, w moim odczuciu, do kategorii takich broszurkowych wydań - może nie kieszonkowych, ale takich... do wrzucenia do torby, miętolenia stron i tym podobne - bez szczególnej dbałości użytkownika o oprawę (a ta, jak sądziłam, jest dla Kasi bardzo ważna). Szczęśliwie pierwotny zawód ulegał zatarciu, kiedy książkę otworzyłam. Zdjęcia dobrane tematycznie, klimatyczne, wysmakowane - właśnie to, co mnie w Make Life Easier pociąga. Do dziś lubię pozycję przeglądać - chociażby popatrzeć, nasycić oczy poszczególnymi kadrami. I cóż... W tym właśnie kryje się i zaleta, i wada tej książki jak dla mnie...
"Make photography easier" to taki poradnik w wersji light - dla kogoś, kto dopiero zaczyna przygodę z fotografowaniem, kto praktycznie nie myślał o tym profesjonalnie, może nawet nie bardzo zastanawiał się nad poszczególnymi zmiennymi. Już z początku Kasia zaznacza, że nie chce, by był to poradnik brzmiący jak instrukcja obsługi aparatu - brakuje tu więc terminów pokroju "ISO" czy tym podobne. Obsługa samego aparatu czy sprawy czysto techniczne zostają pominięte. Co zatem znajdziemy? Porady bardzo praktyczne: jak ustawiać się względem światła, jak tworzyć nastrojowe fotografie, jak tworzyć odpowiednie tło, jak poradzić sobie w plenerze, jak fotografować ludzi i... siebie. Najciekawszy wydał mi się chyba rozdział o robieniu zdjęć telefonem komórkowym - ponieważ mój posiada aparat kiepskiej jakości i praktycznie w ogóle nie robię zdjęć telefonem, niektóre fragmenty były ciekawe. Zatrzymałam się również na sylwetce ażurowej - inspirujący fragment. Pozostałe jednak... nie były dla mnie odkrywcze, może nawet przydatne. Część tego, co wyczytałam, wyniosłam z lektury innych autorek blogów (na blogach właśnie), a większość to wynik moich własnych obserwacji, efekt codziennego fotografowania i świadomej obserwacji. W każdym razie... "MPE" to przyjemna, lekka lektura. Przeczytałam w jedno popołudnie, dzieląc sobie na fragmenty (przydatne, kiedy jesteś mamą). Krótkie rozdziały (rozdzialiki w sumie) ilustrowane wieloma zdjęciami... Świetna lektura, która nie wymaga zbytniego zaangażowania. Duża przyjemność dla oczu.

Mój ulubiony fragment:

Otwieram album i widzę moją babcię, młodą i uśmiechniętą - wygrała właśnie szkolne zawody narciarskie. Widzę mojego dziadka, spacerującego po sopockim molo - nigdy go nie poznałam, ale nosy mamy identyczne.

K. Tusk, Make photography easier, Wydawnictwo MUZA, Warszawa 2017.


 
"Cudowny chłopak" R.J. Palacio


Wspaniała, piękna, poruszająca książka.
Och, wiem, zaczęłam się egzaltować i już na początku wpadam w "achy", ale pierwsze wrażenie jest właśnie takie. Końcówka sprawiła, że kilka razy uśmiechałam się z rozczuleniem, by za chwilę rozpłakać, wzruszona.
Spodobała mi się od początku, tj. już oprawa graficzna. (Na tylnej stronie okładki jest co prawda zaznaczone, żeby nie oceniać książki po okładce - człowieka po wyglądzie, ale w przypadku tego niebieskiego przedmiotu jak najbardziej można. Człowiek się nie zawodzi.) Świetna okładka, a wnętrze - poszczególne części opowiedziane z perspektywy różnych bohaterów - wyróżnione podobnymi grafikami twarzy. Minimalistycznie, uroczo, niebanalnie. 
Ale okładka to nie wszystko, pamiętajmy. Istotne jest wnętrze, a to... porusza. 
Zostaje nam przedstawiony rok z życia chłopca - dziesięciolatka, który byłby zwyczajny, gdyby nie jego niezwykła twarz. August Pullman - bo o nim jest opowieść - urodził się m.in. z rozczepionym podniebieniem oraz innymi schorzeniami, których nazwy padają w tekście, ale których (jako humanistka lub człowiek wygodny - zaznacz wybrane) pozwolę sobie nie przywoływać. W każdym razie przyciąga wzrok. Co... nie zawsze (a nawet dość często) nie jest dla niego przyjemne.
My wkraczamy do historii w momencie, kiedy rodzice postanawiają wysłać go do szkoły - pierwszy raz. Jak Auggie poradzi sobie w grupie rówieśników, otoczony obcymi przecież ludźmi? Jak będzie traktowany? 
Znajdą się tu momenty wzruszające, zabawne (taki humor, który rozbraja w trudnej sytuacji - chyba najlepszy), ale i gorzkie. Nie brakuje tu sytuacji trudnych, przykrych, kiedy zastygałam z książką w dłoni i uczuciem, jak gdybym połknęła kamień. A jednak to książka maksymalnie pozytywna. Dająca siłę, nadzieję. Każdy z nas jest wielki, każdy z nas może w każdym razie taki być - jeśli tylko postara się być lepszy niż wypada, niż trzeba. Szerzmy dobro.

Mój ulubiony fragment:

Wszyscy powinniśmy przynajmniej raz w życiu dostać owacje na stojąco, bo przecież każdy z nas zwycięża ten świat.

 - Auggie

Chyba wybiorę się do kina, żeby sprawdzić, jak wypadło...

R.J. Palacio, Cudowny chłopak, Wydawnictwo Albatros, Poznań 2017 (wydanie II).



"Luz. I tak nie będę idealna" Tatiana Mindewicz-Puacz

No dobra, macie mnie. Na książkę zwróciłam uwagę, bo przyciągnęła ją kobieta na okładce - mentorka z "Projektu Lady", który to program z przyjemnością śledzę (zaczęłam sceptycznie, jako kulturoznawca chcący zbadać temat, a skończyłam jako zdeklarowany widz). Uwielbiałam zajęcia Tatiany, które prowadziła z dziewczynami - zresztą opinie samych dziewczyn o nich mówią wszystko. Ta babka daje radę - pomaga, daje kopa, wyzwala ukrytą w Tobie moc. Nie zawsze odbywa się to gładko, miło czy przyjemnie, z reguły trzeba się otworzyć i zdobyć na szczerość, ale to popłaca. Okupione łzami, nadchodzi wyzwolenie. I tak było ze mną po przeczytaniu tej książki.
To poradnik, ale w formie, jaką lubię. Na kilku prawdziwych przykładach z życia kobiet - w tym i autorki - Tatiana Mindewicz-Puacz pokazuje, jak dajemy się wciągnąć w machinę perfekcjonizmu. Jak zasłyszane w dzieciństwie określenia wpływają na nasze postrzeganie dorosłego życia, jak mieszkające w nas małe, zranione dziewczynki (i to niekoniecznie z domów zaniedbanych, ale i często z tych dobrych - gdzie rodzice dbają o dzieci, gdzie poziom życia jest satysfakcjonujący) ciągle płaczą czy krzyczą, ciągle stosują te same techniki, co kiedyś. A tymczasem jesteśmy już dorosłe... Jak sobie z tym poradzić? "Luz. I tak nie będę idealna" genialnie pomaga. Znowu miałam oczy w mokrych miejscach.

Mój ulubiony fragment (co powinnyśmy powiedzieć mieszkającej w nas małej dziewczynce):
Nie martw się, zaopiekuję się tobą i cokolwiek się w twoim życiu wydarzy, będę blisko. Pomogę ci przejść przez trudne chwile i razem z tobą będę się cieszyć z każdego sukcesu. Znajdziemy też czas na wygłupy i zabawę, nie musisz być zawsze grzeczna. Wierzę, że i tak zrobisz to, co będziesz chciała. A ja zrobię, co w mojej mocy, żebyś zawsze czuła się ważna. Bo jesteś mądra, śliczna i dobra.
Zapachniało trochę wzruszającą sceną ze "Służących"... 

T. Mindewicz-Puacz, Luz. I tak nie będę idealna, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2017.



"Suma drobnych radości" Agnieszka Burska-Wojtkuńska

Polkę czytam, Polkę śledzę, ale byłam jedną z chyba niewielu osób, która nie rzuciła się na jej książkę i nie stała w kolejce po nią jak po świeże bułeczki. To, że "Suma drobnych radości" zagościła w moich rękach, to w zasadzie pewien przypadek: znalazłam ją (jedyny egzemplarz!) w koszu z książkami w Biedronce. I tak jakoś mnie wtedy tknęło... Że w sumie byłam ciekawa, ale nie chciałam zamawiać przez Internet... A teraz proszę - mam... Więc co mi szkodzi...
Kupiłam. I zaczęłam.
Książka - jak i "Make photography easier" - jest świetnie  przygotowana graficznie. Urocze zdjęcia robią klimat, sprawiają, że przyjemnie trzymać ją w dłoniach, kartkować. Dodatkowo wyszczególniono co ważniejsze fragmenty, wyjęto z tekstu i albo oprawiono w ramkę, albo wytłuszczono - sympatycznie, można bowiem czytać na wyrywki, dozować sobie treść w pigułce.
Mam jednak problem z tekstem.
Nie wiem, po której stronie stanąć, jakie zająć stanowisko. Jestem... rozdarta. Znalazłam tam bowiem zdania, które mnie powaliły, wbiły w ziemię i chciały zapuszczać korzenie (części się na pewno udało - kiełkują teraz w mojej duszy) - ważne, wzruszające, mocne. Bywały jednak fragmenty, które... trąciły laniem wody, powtarzaniem jednego tematu w różnych odsłonach, za pomocą innych słów, ale to wciąż było to samo. Ja rozumiem, czasem trzeba wbijać coś człowiekowi do głowy, żeby zaskoczyło, ale sądzę, że w temacie hygge nie trzeba, że miniony rok już na tyle zdziałał w tej materii, że oczywistości można odsunąć na bok i starać się wejść głębiej. I Aga to robi - jak przykładny socjolog (którym przecież jest) analizuje, stara się klasyfikować, nazywać, interpretować, szukać powiązań. Przeszkadza mi jednak ta... dwoistość książki właśnie. Z jednej strony silenie się na obiektywizm, wywód niemal naukowy, z przytaczaniem niektórych teorii i nazwisk znanych studentom kierunków humanistycznych (Piątka!), z drugiej strony opowieść o pewnej rodzinie, a w zasadzie kobiecie, jej sposobach na bycie tu i teraz i łapanie z życia tego, co najlepsze. Ogólnie, bezosobowo, prawie naukowo, a jednocześnie osobiście, prywatnie, całkowicie "po mojemu". I gdyby tej drugiej odsłony było więcej... Bosh, pochłonęłabym tę książkę szybko, uznając ją za lekturę uskrzydlającą. W zastanej wersji jednak lektura zajęła mi dobrych kilka dni; bywały momenty, że musiałam się do niej zmuszać - szkoda. 
Zastanowiło mnie to - skoro lubię czytać Polkę, dlaczego tak dziwne, dwuznaczne doświadczenia z jej książką? Weszłam na blog i porównałam style - czy coś się nie zmieniło przypadkiem, czy może forma książki nie wymogła innego sposobu pisania? Ale nie - stylistycznie jest podobnie, to wciąż Polka. Tylko może... ten Polkowy obiektywizm, lekkie socjologizowanie, wprawne docinki intelektualne i taniec myśli na blogu wchłonięte są przez formę krótką - mini rozdzialik, który sam dla siebie jest zamkniętą całością, który można czytać w nawiązaniu do innych, ale i można traktować go jako byt zupełnie samodzielny. Inaczej jest jednak z książką, która już na wstępie stanowi jakąś całość - i nawet jeśli jest zbiorem opowiadań, niepowiązanych z sobą opowieści, ktoś jednak uznał, że to właśnie je należy ze sobą połączyć, uporządkować tak, a nie inaczej, nadać im hierarchię, a przez zamknięcie w jednej okładce - status "rodziny". O, jeszcze w nawiązaniu do całości: zabrakło mi... zakończenia. Może uwydatnia się tu proces edukacji (brawa dla moich polonistów - jak widać, daliście radę), ale skoro mamy wstęp, skoro mamy rozwinięcie, to gdzie jakieś podsumowanie? Myśl zamykającą, puenta, cokolwiek? Książkę kończą przepisy kulinarne - następujące zaraz po fragmencie o hygge jedzeniu, są więc kontynuacją tego tematu, suplementem, dodatkiem do rozdziału. Tymczasem po nich... nic. Koniec. Jak gdyby zakończeniem miało być pichcenie - przejście do kuchni i milknięcie przy garach, bo usta zamknięcie pałaszowaniem. Dziwnie. Mnie w każdym razie nie przekonało.
Niemniej... te fragmenty, które dotykają duszy, sprawiają, że myślę o pozycji ciepło. Że chyba będę do niej wracać.

Mój ulubiony fragment:
Związek (...) To stworzyć rodzinę z najlepszym przyjacielem...
A. Burska-Wojtkuńska, Suma drobnych radości, Wydawnictwo Padcal, Bielsko Biała 2018. (2018?! Ja tę książkę kupiłam w 2017 roku!)

4 komentarze:

  1. Dzięki za rekomendację. Pomogłaś mi podjąć decyzję co do niektórych pozycji:-))
    Cudowny Chłopak to jest zdecydowanie mój faworyt. Z niecierpliwością czekam na tę książkę:-))
    Pozdrawiam serdecznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się! :)
      O tak, to świetna książka! Byłam nieco sceptyczna z początku (choć okładka i w ogóle szata graficzna świetna!) - bo wiadomo, jak to być może z historiami tego kalibru (kosztem nieszczęścia bohatera budowane emocje czytelnika itp.), ale na szczęście jest też dobrze napisana. Uff! ;)

      Uściski! :*

      Usuń