11/05/2018

DIY: biżuteria z... naklejek oraz rzecz o przekłuwaniu uszu małym dzieciom

"Ta biżuteria jest z pianki, dasz wiarę?!" - rzuciłaby zapewne Violetta Kubasińska, nie kryjąc zachwytu rozwiązaniem tak prostym, a tak genialnym (ja wiem, skromna jestem jak Pshemko 😎, skoro już jesteśmy przy bohaterach z "BrzydUli"). Uważam jednak - i niech to będzie usprawiedliwieniem dla mojego samozadowolenia - że np. kolczyki w tej formie są świetną alternatywą dla zwykłych - wymagających przedziurawienia uszu. 



We wpisie skupię się na kolczykach, choć z powodzeniem można z pomocą piankowych naklejek stworzyć i bransoletki, i pierścionki, o czym - mam nadzieję - jeszcze kiedyś napiszę.

Jeśli chodzi o materiały, można wykorzystać i skrawki pianki kreatywnej, które przylepimy za pomocą dwustronnej taśmy klejącej, i gotowe naklejki. Najlepiej sprawdzą się te wypukłe: kryształki albo gotowe naklejki z pianki. Przejrzałam swoje zapasy i oto, co ciekawego znalazłam:




Naklejki-owoce tylko z pozoru nie pasują. Jeśli dobierzemy je w pary i przykleimy do uszu, świetnie podkręcają look, a np. pomarańcze mogą swobodnie imitować kolczyki retro - wyglądają na tyle uniwersalnie, że jedynie dookreślenie czy skojarzenia mogą nasunąć owoc. Ja wybrałam arbuzy. Nosiłam te "kolczyki" niemal cały dzień - nawet w nich spałam! Wszystko po to, by sprawdzić jakość ich użytkowania. Wynik eksperymentu? Trzymały się dobrze - zaskakująco dobrze! Jedynie jakieś większe machinacje w okolicach uszu (jak ściąganie swetra, mycie włosów itp.) sprawiały, że naklejki się odklejały. Nie był to jednak jakiś większy problem: wystarczyło przykleić je na nowo. Tak - używane, te same! Nie trzeba było sięgać po nowe! 👌





Jak wspominałam, można wykorzystać również piankę kreatywną - zazwyczaj można kupić ją w pakiecie kilku kolorów i wielkości kartki A4. Wystarczy odciąć dwa kawałki i - nałożone jeden na drugi, by uzyskać symetryczne kształty, idealne bliźnięta - wyciąć interesujący nas kształt. Gotowe trzeba podkleić z tyłu kawałkiem dwustronnej taśmy klejącej - używam piankowej, bo jestem pewna siły kleju, jaki posiada. Efekt?


Testowałam głównie na sobie, bo - co ja tu będę silić się na udawanie, że kierowały mną jakieś bardziej szlachetne pobudki (jak troska o zdrowie córki czy inne tego typu) - po prostu lubię sprawdzać takie nieco szalone rozwiązania. Mamina zabawa przy dziecku kończy się jednak zwykle w ten sposób, że Młode pragnie powtórzyć to, co wyczynia rodzicielka. Pozwoliłam więc córce wybrać naklejki-kolczyki. Padło na śliczne, połyskujące perełki (znajdziecie je na jednej z powyższych grafik). Pasowały idealnie!


Uprzedzam pytania czy komentarze: tak, oczywiście, że musimy pilnować dziecko z takimi naklejkami-perełkami przyklejonymi do uszu (reakcja mojego męża, gdy rzuciłam pomysłem: "Przecież może wsadzić to sobie do ucha!" i moja: "No ba! Dlatego trzeba patrzeć!") - w przypadku większych naklejek nie ma już tak dużego problemu, chociaż mniejsze dziecko może mieć ochotę wziąć naklejkę do buzi. Jednak... tak samo (albo i bardziej) musimy uważać na dziecko i mieć je stale na oku, gdy będzie ono miało w uszach normalne kolczyki! Ryzyko przerwania ucha, zrobienia ranki, zanieczyszczenia dziurki i związanych z tym później infekcji jest tu dość duże - a brakuje go przy kolczykach zrobionych z naklejek.

O tym, dlaczego nie warto przekłuwać uszu małym dzieciom (na facebookowych grupach czytałam, że niektóre mamy fundowały to nawet swoim dwutygodniowym maluszkom 😱), mówiła kilka lat temu na swoim kanale Ewa (Red Lipstick Monster), a ja pozwolę sobie przypomnieć jej filmik, bo chyba najlepiej tłumaczy mity narosłe wokół zabiegu:




Nawiązując do szóstego mitu, o którym mówi Ewa: rozmawiałam o tym kiedyś z koleżanką, która ma piątkę dzieci - i mniejsze, i większe, każde ze swoimi pasjami i charakterem, i wspomniała, że jej córka - obecnie nastolatka - NIE CHCIAŁA mieć kolczyków. Naprawdę ważne jest pytanie dziecka, co ono sądzi. Mnie przekłuto uszy, kiedy miałam ok. 7 lat - moja kuzynka szła do kosmetyczki i ciocia zaproponowała, żebym poszła z nimi. Nie byłam jakoś szczególnie "za", nie byłam też specjalnie "przeciw" (a kobiety z rodziny zachwalały rozwiązanie: że kolczyki będę mogła założyć na Pierwszą Komunię, że w prezentach dostanę takie ładne), więc... poszłam. To był pistolet i pamiętam, że bolało. Nie byłam znieczulana, a uczucie przekłucia było nieprzyjemne. Potem jeszcze czułam pieczenie ucha. Mało tego. Po miesiącu uszy zaczęły mi ropieć - miałam ranki. To na tyle zniechęciło mnie do kolczyków, że nosiłam je bardzo sporadycznie - jakieś urodziny, właśnie Pierwsza Komunia Święta. Dopiero jako licealistka zaczęłam regularnie nosić kolczyki - i odkryłam wtedy, że jedna z dziurek została wykonana krzywo, przez co niektóre kolczyki zwyczajnie źle się w niej układają. Uroczo, prawda? Dzisiaj wolałabym zdecydować się na przekłucie igłą przez SPECJALISTĘ, fachowca w tej dziedzinie, niż zawierzyć komuś, kto wykonuje taki zabieg obok strzyżenia, wyciskania pryszczy czy zdobienia paznokci. Nie mam do nikogo pretensji - zapytano mnie o zdanie, a ja się zgodziłam. Nikt nie naciskał, nikt nie napierał, wtedy też niewiele osób wiedziało, że można inaczej. Ale Ty już wiesz, więc możesz uniknąć błędu! 😉👍

Co do ewentualnych niebezpieczeństw kolczyków z naklejek (poza możliwością zgubienia takiego czy brania do ust przez mniejsze dzieci): kwestia kleju (na którą zwrócił uwagę mój troskliwy mąż). Testowałam i naklejki piankowe różnych marek, i dwustronną taśmę klejącą, i nie miałam żadnego problemu. Co prawda po kilku godzinach noszenia takich kolczyków ucho zaczynało nieco mnie boleć w miejscu kontaktu skóry i kleju, nie było to jednak nic silnie przeszkadzającego czy podrażniającego: nie miałam żadnej reakcji alergicznej, zaczerwienienia czy innych tego typu, a samo odczucie było mniej drażniące niż np. dyskomfort związany z założeniem po dłuższej przerwie zwykłych kolczyków. Niemniej trzeba wziąć pod uwagę ewentualną wrażliwość skóry; każda jest inna i przed dłuższym noszeniem polecam zrobić test punktowy - podobnie robi się przy niektórych maściach czy np. farbach do włosów. Nie sądzę, żeby były problemy, ale przezorny ubezpieczony!

2 komentarze:

  1. Ja nie mam przekłutych uszu i nigdy nie chciałam mieć. Mam długie włosy które często noszę rozpuszczone albo całkiem zasłonią albo zaplączą się w dłuższe. Nie rozumiem przekłuwania uszu malutkim dzieciom. Ok jak podroście i chce mieć kolczyki ale wcześniej.
    Co do piankowej biżuterii to może być świetna zabawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się! To powinna być decyzja dziecka. Wcześniejsze przekłuwanie to dla mnie tylko chęć zrobienia przyjemności mamie, może jakimś innym dorosłym kobietom w rodzinie... Ale nie dziecku, które jeszcze nie jest świadome...

      Hahah, tak, to prawda! :D

      Usuń