7/14/2017

DIY: strój indiański - pióropusz i poncho

Przedszkolna grupa mojego synka szykowała w czerwcu widowisko: taniec Indian. W związku z wydarzeniem, rodzice zostali zobowiązani do przygotowania odpowiedniego stroju dla swego dziecka - Mały John miał mieć indiański pióropusz oraz poncho. Ha! Najłatwiej byłoby pójść do wypożyczalni strojów, wskazać odpowiedni wieszak i uiścić opłatę, ale to nie ja, to nie w moim stylu - ja lubię wyzwania! Podniosłam więc rękawicę i zaczęłam szukać (po pierwsze) inspiracji i (po drugie) materiałów. W efekcie wyklarowała się całkiem sympatyczna wizja całości, którą to - już wykonaną - możecie zobaczyć na zdjęciu poglądowym nr 1:


Chciałabym dzisiaj pokazać, w jaki sposób można wykonać taki strój indiański. Po pierwsze pióropusz, po drugie poncho.


PIÓROPUSZ INDIAŃSKI

materiały:
  • folia piankowa (u nas brązowa, czerwona i pomarańczowa) - grubszy filc też nie byłby zły
  • ozdobna tasiemka (w miarę szeroka)
  • tasiemka bawełniana (węższa niż ozdobna)
  • gumka tekstylna, płaska ("do majtek" ;) - u nas czarna)
  • klej (rodzaju magic - do różnego rodzaju prac rękodzielniczych)
  • nożyczki
  • igła i nić (najlepiej w zestawie z maszyną do szycia)

Wykonanie:
Przygotowałam ozdobną taśmę - skorzystałam ze ścinków, które pozostały po uszyciu liska Mibo (przypomnij sobie TUTAJ). Przyłożyłam ją do głowy Małego Johna w miejscu, w którym miałby być noszony pióropusz - taśma musiała być dobrze osadzona na głowie, jak korona. Pozostawiłam nieco miejsca z tyłu - na gumkę. Docięłam, podwinęłam końcówki i połączyłam z kawałkiem gumki odpowiedniej długości - zamiast gumki można użyć sznurków (tasiemki bawełnianej, np. przedłużenia tej, którą wszyjemy w jednym z dalszych etapów), wtedy pióropusz będzie wiązany. Podstawa gotowa.

Najważniejsze: wyciąć pióra. W wyszukiwarkę grafik google wpisałam odpowiednie hasło (np. "pióro rysunek") i zaczęłam przeglądać zdjęcia w poszukiwaniu kształtu, który byłby tym idealnym - np. grafika TUTAJ byłaby całkiem niezłym punktem wyjścia. Mając podstawę, wycinałam z arkusza folii piankowej piórka - na oko, wyczucie. O to zresztą chodziło: by każde było nieco inne. Starałam się wyciąć tyle piór, by w miarę gęsto pokrywały połowę objętości głowy Małego Johna. Ułatwieniem była przygotowana podstawa pióropusza: najlepszy efekt uzyskamy wówczas, gdy umieścimy pióra na całej długości ozdobnej tasiemki (ich ilość sprawdzałam na bieżąco, przykładając gotowe piórka do tasiemki z gumką).


Teraz bodaj najtrudniejsze: rozmieszczanie i mocowanie. O ile z rozmieszczeniem piór nie powinno być większego problemu (dobrze wyglądają lekko zachodzące na siebie), o tyle ich przytwierdzenie do tasiemki (i zabezpieczenie) przed szyciem... na początku wprowadziło mnie w lekką konsternację. W efekcie sięgnęłam po rozwiązanie mało delikatne, ale to efekt się liczy, nie metoda: klej. Każde piórko z osobna przykleiłam do tasiemki w miejscu styku, po czym całość przejechałam klejem raz jeszcze - dla dodatkowego wzmocnienia.

na zdjęciu widać jasne smugi zasychającego kleju

Kiedy klej wysechł, a pióra względnie trzymały się podstawy pióropusza, wzięłam bawełnianą tasiemkę - nieco węższą niż ozdobna tasiemka, która będzie widoczna z przodu - i wszyłam ją w miejsce łączenia piór z pióropuszem - przyszyłam i górę, i dół - by pewniej połączyć ze sobą wszystkie elementy. (Użyłam tasiemki w kolorze czerwonym - świetnie zgrała się z całością.)



Pióropusz gotowy!


PS. Pióropusz można ozdobić koralikami, zaplecioną tasiemką, puchatym pomponem zwisającym ze sznurka, rzemykami czy innymi elementami tego rodzaju. Mały John nie chciał niczego więcej poza piórami, więc przystałam na "surową", podstawową wersję.


PONCHO
materiały:
  • nieużywana koszulka (najlepiej większa, może być oversize)
  • kolorowe tasiemki
  • frędzle (może być gotowa taśma kupiona w pasmanterii)
  • igła i nici
Wykonanie:
Swoją starą koszulkę docięłam według rysunku poniżej:
 
Usunęłam rękawy, zwęziłam nieco przestrzeń na głowę, a miejsce przy ramionach i szyi poprawiłam, dostosowując do rozmiarów Małego Johna. Wycięłam kształt trójkąta. Doszyłam na końcówki frędzle kupione w pasmanterii - to był najdroższy element całego stroju indiańskiego, ale to one zrobiły cały efekt, jeśli chodzi o poncho, więc nie żałowałam. Żeby nieco ożywić resztę indiańskiej "narzutki", doszyłam jeszcze tę samą tasiemkę, którą wykorzystałam przy tworzeniu nakrycia głowy dla mojej Dzielnej Strzały (tudzież Głośnego Kojota). To wszystko!

Jeszcze tylko kilka kresek czerwoną szminką mamy i... gotowe!


2 komentarze:

  1. Ja to jestem lewa w rękodziele, a w szyciu najlepiej łąmię igły w maszynie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, dałabyś radę! ;) A jeśli o igłach mowa... Ja też kilka już złamałam, także wiesz... :P

      Usuń