9/25/2019

Co z tym gniazdkiem jest nie tak?! Czyli o prądzie szalejącym nie tylko w Hawkins...

...chociaż tam przynajmniej istnieje logiczne wytłumaczenie i za wszystko odpowiada otwarte przejście do innego wymiaru. W naszym przypadku winni byli... ludzie. Chociaż gdy patrzę na efekty pracy co niektórych, zastanawiam się, czy faktycznie nie mieli czegoś wspólnego z demogorgonem? 🤔


Z początku nic nie zapowiadało komediodramatu, jaki rozgrywał się (i wciąż odstawia) w naszej łazience. O samym pomieszczeniu pisałam więcej przy okazji jego metamorfozy w cyklu projekt "ŁAZIENKA", choć temat gniazdka posiadającego wątpliwe poczucie humoru pomijałam. Jakiś czas temu poruszyłam wątek na Instagramowych stories, a ponieważ już kiedyś pisałam post ku przestrodze ("wpadki mieszkaniowo-remontowe, czyli wszystko, co chciałbyś wiedzieć, ale boisz się zapytać"), postanowiłam stworzyć kolejny.

Gdyby odcinek ten miałby kiedykolwiek zostać przetworzony na potrzeby telewizji, powinien pojawić się w ramach programu "Z Archiwum Y". Był to cykl filmów, jakie kręciłam z siostrą i kuzynkami kamerą pożyczoną od taty. Szukałyśmy złowieszczego, dochodziłyśmy tajemniczego i odkrywałyśmy ukryte! Ślad psiej łapy odbity w zasychającym betonie był dla nas tropem demonicznej bestii (skojarzenie z Psem Baskervillów nie będzie przesadzone), zwyczajny hydrant zamieniał się w wulkan plujący żrącą substancją, a zwykły kamień (choć o niezwykłym kształcie) mógł być starożytnym artefaktem - zminiaturyzowaną czaszką czarnoksiężnika (albo jego przeklętego pomagiera, który po setkach lat ożywa i łaknie zemsty). Trzeba przyznać: miałyśmy wówczas wyobraźnię! Choć podejrzewam, że dzisiaj dopiero miałybyśmy używanie! "Antyszczepionkowcy i zemsta koncernów farmaceutycznych", "Manipulowanie pogodą przez odrzutowce tajnych służb" czy wreszcie "Tajemnica samochodów bezdomnych" to tylko niektóre z tytułów odcinków, jakie mogłybyśmy nakręcić.

ALE, wracając do nieszczęsnego gniazdka.
Na zdjęciu powyżej widać je tak, jak prezentuje się obecnie:

Samotne gniazdko, lubieżnie obnażone,
Swe kable prezentuje - niesforne one,
Zawzięcie syczący prąd w nich skacze 
 - jeszcze moment i puszczą mi zwieracze!  

Niech będzie, z tymi zwieraczami przesadziłam, albowiem kable są już zabezpieczone, niemniej syk w gniazdku jak najbardziej miał miejsce. Nim jednak przejdziemy do tej części historii, winniśmy przemieścić się w czasie do początku opowieści. Wsiadajcie więc w TARDIS i w drogę! (I zaufajcie mi - jestem doktorem! 😅 Co prawda literaturoznawstwa, ale odzywka się zgadza!)


OPOWIEŚĆ PIERWSZA: O suszarce omdlałej z rozpaczy

Dawno, dawno, dziewięć lat temu, za górami, za lasami, za Spodkiem i hałdami, na polu, które ongiś porosły wieżowce (piętrzące się w górę osiemnastopiętrowce o kilkuset przeszklonych oczach, z których siedem należało do mieszkania na piętrze X), swoje gniazdo mościła para młodych małżonków. On pracował nad Wisłą (sąsiad Sawy i Stadionu Narodowego), ona wybierała sprzęt AGD. Pralka ładowana od góry - czyściutka i błyszcząca - śnieżnobiały rumak Ładu i Porządku - osiadła w głębinie oceanu* (* głębią oceanu nazywałam naszą łazienkę przed metamorfozą - piszę o tym więcej TUTAJ). Zmiany były dobre. I tak minął tydzień fynfnasty. 

Dni płynęły ich naturalnym rytmem, pralka radośnie wibrowała (nowoczesna taka, bezwstydna), aż któregoś dnia ciepły Zefirek pozazdrościł żywiołowej siostrze wigoru i... wywołał zwarcie. Suszarka uwiędła w dłoniach godnie starzejącej się dojrzewającej małżonki, omdlała z rozpaczy (Gdzież mój ukochany Zefir, ach, gdzież?! - tęskniła za penetracją, biedaczka*). (*Tj. w sensie suszarka, nie małżonka. 😅) Na nic modły, przekleństwa i groźby właścicielki. Na nic biadolenia w Klubie Pomocnych Jajników. Suszarka przestała działać i już. 

Wezwano więc elektryka.
Zjawił się, gniazdko zbadał, kabelki popoprawiał, wystawił rachunek i wyszedł.
Prąd płynął całych... kilka tygodni.


OPOWIEŚĆ DRUGA: O sile fantazji

Wezwano drugiego fachowca.
Z polecenia, znajomy, co to piwem się takiemu płaci. 🍺
Zjawił się, gniazdko zbadał, kabelki ponaciągał, poprzepinał, podziękował za piwo i wyszedł.

Prąd płynął, ale... po załączeniu światła w niedziałającym kinkiecie. Tj. żeby była jasność: nad feralnym gniazdkiem znajdował się niedziałający kinkiet, do którego włącznik umieszczono... obok gniazdka. I w tymże gniazdku znajdowały się kable także do kinkietu i włącznika. Fachowiec namber tfu! tak je poprzepinał, że prąd płynął, a i owszem, ale tylko wtedy, kiedy pstryknęło się włącznik kinkietu (a kinkiet się nie świecił, łapiecie? - włączało się pstryczkiem prąd w gniazdku 🤦‍♀️). Żeby było śmieszniej, suszarka działała tylko po włożeniu wtyczki do gniazdka, pstryknięciu włącznika i... uruchomieniu samej suszarki. 🤯
 
OPOWIEŚĆ TRZECIA: O wątpliwych pieszczotach i widmie Śmierci

Wezwano trzeciego fachowca.
Zjawił się, gniazdko zbadał, kabelki popoprawiał, wystawił rachunek i wyszedł.
Włącznik NARESZCIE - i jedynie słusznie - działał niezależnie od gniazdka (czyli, eeee, nie działał, bo nie włączał kinkietu, który wciąż się nie świecił 🤷‍♀️ - "Widać kabel w ścianie się zerwał" - padła diagnoza), a suszarki nie trzeba już było aktywować dodatkowym pstryczkiem - tym na ścianie. Uff? Radość nie trwała jednak długo.

Któregoś dnia podczas pracy pralki można było posłyszeć dziwne dźwięki dochodzące z gniazdka. Dziwne dźwięki, do których dołączały iskierki. Sytuacja powtarzała się kilkukrotnie, także przy użytkowaniu suszarki podłączonej do feralnego gniazdka.

I syczy, i strzela, i iskrzy to tak,
Jak czajnik nagrzany, choć pary tu brak,
I syczy, i strzela, i iskrzy to tak,
Wtyczki nie ruszasz, bo ruszać to strach,
I syczy, i strzela, i iskrzy to tak...

I mogłabym długo, lecz sił mi już brak... 😜

 - NO HEJ - rzucił któregoś dnia Śmierć, zachodząc do mojej łazienki. Owa "antropomorficzna personifikacja ludzkich wyobrażeń na jego temat" (jak sam o sobie lubi myśleć) pojawiła się wraz ze strzałem iskier z gniazdka i niemal wybuchającą mi w rękach suszarką. Szczęśliwie poczułam jedynie lekkie pieszczoty prądu, a Śmierć zamiast mnie... zmuszony był zabrać do świata umarłych suszarkę. Pamiętam tamtą chwilę... Przerażona rzuciłam suszarką w ścianę, a sama stałam zamurowana dobrych kilka minut... Kiedy się uspokoiłam, wiedziałam jedno: COŚ Z TYM GNIAZDKIEM TRZEBA WRESZCIE, CHOLERA JASNA, ZROBIĆ!


OPOWIEŚĆ CZWARTA: O spokoju Barb i dobrych radach ze sklepu "wszystko po dwa złote"

Wezwano czwartego fachowca.
Zjawił się, gniazdko zbadał, kabelki pooglądał, poradził: "A tej wtyczki z pralki to lepiej nie ruszać, niech se tam siedzi w gniazdku! Suszarka? Nieee, lepiej podłączyć do innego gniazdka!",  kierowany przyzwoitością odmówił zapłaty i wyszedł.

W tamtym czasie bywały dni, kiedy zamieniałam się w Willa opętanego przez Łupieżcę Umysłów, tj. niby dalej byłam człowiekiem, ale gdzieś tam w środku czułam wyższość nad gatunkiem ludzkim (zwłaszcza nad pseudo fachowcami) i... byłam żądna krwi (co będę ukrywać 🤷‍♀️). Zwykle wtedy mąż kazał mi się uspokoić. Miałam wówczas minę niemal jak Barb, że co on chce, że przecież:


OPOWIEŚĆ PIĄTA: O wybuchu i czarnej dziurze w ścianie

Zrobiliśmy zgodnie z poradą, tj. nie dotykaliśmy gniazdka, nie znaczy to jednak, że problem zniknął. (Duh! Byłabym wręcz zdziwiona, gdyby było inaczej!) Któregoś dnia... gniazdko wybuchło. Choć może nie - nie był to żaden spektakularny wybuch rodem z filmu akcji. Poleciało kilka iskier i gniazdko się spaliło, znacząc ścianę czarnym aerozolem.

Wezwano piątego fachowca. Przyjaciela rodziny. Bo wcześniej nikt nie wpadł na to, żeby bliskiego znajomego wykorzystać do tego typu roboty. W sensie wyobraźcie sobie: "No hejka, to umawiamy się na to piwo, tak? Super! Aha, tylko nie zapomnij swojej torby ze sprzętem! I miernika prądu! I kabli! I... a co tam jeszcze masz?"

Przyjaciel rodziny zjawił się ze swoim sprzętem, wykonał wszelkie możliwe pomiary, sprawdził natężenie płynącego prądu (ciekawostka taka: nikt z wcześniejszych fachowców tego nie zrobił 🤔), pooglądał wszystkie kable wciśnięte do gniazdka (a było ich tam sporo - nie tylko te z kinkietu czy gniazdka jako takiego) i - zgodnie z zasadą "Friends don't lie" - poinformował, że natężenie jest za małe, by gniazdko wytrzymywało podłączenie głupiej suszarki, o pralce nie wspominając. Rada? Nie używać gniazdka w ogóle albo do drobniejszych, delikatniejszych zadań. Np.... bo ja wiem...? Ładowania szczoteczki elektrycznej?


EPILOG

Od tego czasu gniazdko łypie więc na nas swoim pustym oczodołem wypełnionym pozabezpieczanymi kablami i czeka (chyba) na generalny remont, kiedy ktoś zdecyduje się rozwalić łazienkę i wymienić zarówno instalację elektryczną (która w momencie zakupu mieszkania podobno właśnie w łazience była wymieniana 🤬), jak i rury (do umywalki nie dopływa już zimna woda). Jestem spokojna, jestem spokojna, jestem KUR...! spokojna...




MORAŁ

Jak i w przypadku wcześniejszego wpisu z naszymi wpadkami remontowymi, tak i tutaj chciałabym zostawić kilka wskazówek dla innych na przyszłość...

Po pierwsze, zbierać dokumentację dot. napraw od poprzednich właścicieli mieszkania. Nam wystarczyło zapewnienie, że instalacja w łazience została wymieniona, że jest wszystko pięknie i cacy. I  niestety, ale przejechaliśmy się na tym jak Zabłocki na mydle. (O, nawet łazienkowe porównanie wyszło.)
Po drugie (co pewnie wie już wielu, ale warto to powtarzać), fachowiec fachowcowi nie równy i należy (niestety) patrzeć im na ręce, nie bać się dopytywać i tym podobne. Do dzisiaj zastanawiam się, jak to jest możliwe, żeby ktoś pozostawił w łazience gniazdko o małym natężeniu, do którego w założeniu miała być podłączona pralka? 🤯 Jak to niby miało działać?!
Po trzecie, warto spisać wcześniej jakąś umowę, umówić się na wprowadzanie np. darmowych poprawek, gdyby wyszło w praniu, że jednak partanina. Nam zaoszczędziłoby to wielu nerwów i poszukiwań kolejnych "fachowców".
Po czwarte, nie zawsze zaufany znaczy dobry. Drugi fachowiec teoretycznie był kimś z polecenia, natomiast nie sprawdził się wcale. Dopiero przyjaciel męża stanął na wysokości zadania. Gniazdka może i nie aktywizował, ale przynajmniej je zabezpieczył i poinformował nas o tym, dlaczego mieliśmy takie problemy. Da się załatwić uczciwie? Da się!


Grafiki nawiązujące do serialu Stranger Things pobrałam ze stron, które zezwalają na ich użycie pod warunkiem wskazania źródła: WTF oraz Barb pobrałam ze strony www.sccpre.cat, a żółty telefon ze strony medialoot.com.

2 komentarze:

  1. Niesamowicie trzymająca w napięciu opowieść grozy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, cieszę się! Chociaż... w sumie... chyba jednak nie powinnam 😅

      Usuń