12/03/2020

Kaer Morhen mess i gra z kotkami, czyli jak umilić sobie mroczne popołudnia

Czy jest coś lepszego niż wiedźmińska wersja deseru "Eton mess" i gra z kolorowymi motkami wełny i kociakami? Kto twierdzi inaczej, niech jeszcze raz poważnie przemyśli swoje priorytety!

 

Co tu dużo kryć. Gdy dzwon już godzinę szesnastą oznajmi, ciemno się robi jak w rzyci. Nosa wyściubiać z czterech ścian nie bardzo można, bo albo upiór jaki, albo mróz, albo jaka inna (dosłownie) zaraza. A i bez wiedźmina jakoś tak... niespecjalnie. Nie że niebezpiecznie, ale wiadomo: przezorny zawsze ubezpieczony. 


Śmierć okrył się szczelnie płaszczem. W taką pogodę dotkliwiej odczuwało się brak skóry i tego wszystkiego, co zwykle bywa pod nią. I grzeje kości.

Nic to. Geralt zaprosił na "Kaer Morhen mess", mają też zagrać w jakąś nową grę, którą znalazł. Powinno być klawo.

 

Kaer Morhen mess, czyli wiedźmiński bałagan

krwawy deser wiśniowy dla śmiałych kruszycieli bezowych kości 

 

Ingrediencje:

  • bezowe kości według receptury TUTAJ spisanej
  • wiśniowa frużelina (patrz przepis poniżej)
  • ubita śmietana 
  • Halloweenowe żelki (np. kwaśne szczęki, jak u nas)

 

Frużelina wiśniowa:

potrzebne: opakowanie mrożonych wiśni + coś do posłodzenia + odrobina mąki ziemniaczanej

wykonanie: Wiśnie przełóż do rondla i podgrzewaj na małym ogniu do rozmrożenia. Posłódź do smaku, podgrzewaj dalej, aż odparuje nieco wody. W szklance zmieszaj nieco ciepłej wody z wiśni z łyżką mąki ziemniaczanej - robimy kisielowy "zaczyn". Gładki płyn wlej do reszty wiśni i mieszaj, aż masa zacznie gęstnieć. Odstaw do ostudzenia - frużelina powinna jeszcze naturalnie zgęstnieć.


Przekładaj do kieliszków kolejne składowe deseru, warstwami: pokruszone bezowe kości, paćka śmietany, krwawa frużelina - i tak dalej. Na koniec wbij kilka bezowych kości i dodaj żelkowe szczęki.


 Smacznego! Ktoś w końcu musi posprzątać ten bałagan, prawda? 😉

 

 

Do jadła warto jednak rozrywką jakąś się zainteresować, rozruszać zastane kości (tym bardziej, gdy gości się któregoś z Pratchettowych bohaterów, wiecie). Mózgowiną ruszyć, trochę się intelektualnie zabawić. A co może być lepszego niż bingo, w którym zbiera się małe kotki lub kolorowe, puchate motki wełny? 


Koty to "smart bingo", ponieważ gra nie tylko ćwiczy spostrzegawczość i refleks, ale także wspomaga naukę kolorów i rozróżnianie szczegółów. W pudełku znajdziemy m.in. 4 dwustronne plansze do bingo, z motkami wełny po jednej i różnymi kotkami po drugiej stronie. Motki różnią się tylko kolorami, ale koty... oj! Tutaj trzeba już uważać, bo o wiele łatwiej się pomylić! Tym samym gra ma jak gdyby dwa poziomy trudności, a napięcie w rozrywce rośnie! 


Kociaki są przeurocze, a ilustracje Kingi Spiczko i cała oprawa graficzna sprawiają, że gra jest przyjemna dla oka, wizualnie dopieszczona. Rozgrywka jest szybka, można więc przysiąść na kwadrans lub na dłuższe posiedzenie, jeśli zimowe popołudnie jest wyjątkowo szarobure i nieciekawe. Będziesz MIAUł/a mile spędzony czas!


 


 

Śmierć poprawił się na zydelku.

 - GERALT...

 - Uhm...

 - BYŚ KUPIŁ CIRI TĘ GRĘ.

 - ...

 - A NIE KORZYSTAŁ Z POŻYCZONEJ OD JASKRA. 



Pozdrowienia najznamienitsze dla Kapitana Nauki, który użyczył Pani Sowie kociego bingo i niniejszym przyczynił się do powstania tegoż wpisu. Zacne dziękuję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz